Przejdź do treści
Artykuły żużlowe/Felietony

Skrawki toru (1): Nie liczy się do średniej

Skrawki toru

Autor: Redakcja

Skrawki toru (1): Nie liczy się do średniej

Dzień dobry. Czy tam wieczór albo ranek – o którejkolwiek nas czytacie. Nie regulujcie odbiorników: oto na portal wjeżdża nowy cykl felietonów, cykl, mam nadzieję, wyjątkowy i dostarczający masę radości. Co w nim takiego szczególnego? Będzie to zbiór „skrawków”, czyli krótkich komentarzy do najważniejszych wydarzeń tygodnia. Stąd też i nazwa – Skrawki Toru.

Nazywam się Joanna Krystyna Radosz i obiecuję, że w tych tekstach będzie się kurzyło.

Ogień, niespodzianki i Lokomotiv Daugavpils

Najlepsze zawody minionego tygodnia? Z tych, które oglądałam, z pewnością mecz Leszno – Gorzów. Z tych, które prawie oglądałam – finał Mistrzostw Europy Par do lat 19 (dłuższej nazwy na składzie nie było?). Naprawdę chciałam obejrzeć zmagania młodych wilczków, zwłaszcza że oprócz polskich juniorów występowało tam sporo zawodników, których chciałabym obejrzeć w akcji. Niestety, transmisja mnie nie lubiła i momentami BluStream zamieniał się w BlueScreen. A szkoda! To, co się zobaczyć udało, było obiecujące. „Młodzi wilcy” w niczym nie ustępują starszym kolegom: wykazują zabójczy miks talentu i ciężkiej pracy, i wydaje mi się, że wyglądają na torze nawet lepiej niż w ich wieku wyglądali dzisiejsi czempioni. A może to tylko oszołomienie młodością wiedzie mnie na manowce.

MEP U19 w Gdańsku był też wspaniały pod względem dość nieoczekiwanych wyników. Młodzież z Łotwy nigdy nie stała na straconej pozycji, ale czy ktoś naprawdę się spodziewał, że Łotysze nie tylko pokonają Polaków, ale też zrobią to pewnie i z fantazją? Wcale nie uważam, że to jakiś wielki dramat polskiego żużla ani że należy na ten tychmiast radykalnie zmienić system szkolenia. To nie tak, że nasi „żyjący jak pączki w maśle” juniorzy mają za dobrze i trzeba im dać nieco spartańskich warunków, żeby zaczęli robić wyniki jak Francis Gust czy Ernest Matiuszonok. Oni już te wyniki robią. A na tym polega piękno sportu, że jest zaskakujący, bo gdyby zawsze wygrywał ten, kto ma najlepsze warunki rozwoju – po co by nam było oglądać jakiekolwiek sportowe zmagania?

Zresztą, umówmy się: gdzie jak gdzie, ale na Łotwie – a konkretnie w Daugavpils, gdzie cała mistrzowska trójka zbiera obecnie szlify – wiedzą, jak zbudować sportowca. Jak nauczyć go podstaw, jak dać mu przestrzeń do rozwoju i jak sprawić, żeby czuł się pewny i szczęśliwi. Efekty, pytacie? A znacie takiego gościa jak Andrzej Lebiediew? Albo takich trzech, co zdobyli złote medale na nowej juniorskiej imprezie?

Miał być hit…

…a było grzybobranie, czyli mecz Eltroxu Włókniarza Częstochowa z Motorem Lublin. Lwy zjadły biedne Koziołki, a właściwie to Koźlęta. A kibice, jak to kibice, już wiedzą, kto będzie Drużynowym Mistrzem Polski 2021. Mamy to właściwie po każdej kolejce. Po pierwszej wszyscy już wiedzieli, że Leszno będzie się bić o utrzymanie, Gorzów to murowany faworyt do złota, a Zielona Góra trzyma się lepiej niż ktokolwiek wieszczył. Gdy leszczyńska Unia wygrała kilka meczów z rzędu, najwięksi optymiści (albo pesymiści – zależy jak patrzeć) pokusili się o stwierdzenie, że oto ciąg dalszy leszczyńskiej dominacji. Gorzowska machina się zacięła? Oj, jak już Stal przegrywa mecze, to ledwie wejdzie do play-offów.

Lublin w międzyczasie niemal koronowano, a Częstochowę prawie spuszczono z ligi. I co? I wszystko się odwróciło. Mamy ligę wyrównaną, moi drodzy. Owszem, być może to liga dwóch prędkości, ale każdy z tych sektorów to pole bezustannej bitwy, której rezultatów nie da się przewidzieć. Uśmiecham się i do tych, co to wieszczą, że Leszno po trzech porażkach z rzędu nie wejdzie do play-offów, i  do tych, którzy zauważają „Unia ma najłatwiejszy terminarz, zakończy rundę zasadniczą na pierwszym miejscu”. A jeszcze szerzej – do tych, którzy już znają mistrza Polski. Bukmacherzy przyjmą was z otwartymi ramionami!

Życie dopisało komentarz do początku tej sekcji: w chwili, kiedy kończyłam pisać zdanie o Częstochowie i Lublinie, trzech lubelskich Polaków odstawiło daleko-daleko jednego częstochowskiego Polaka. I cicho-sza, że ten częstochowski to Bartłomiej Kowalski. Lew to zawsze Lew.

Ocena nie wlicza się do średniej

Obiecałam sobie, że nie będę krytykować arbitrów żużlowych. Każden jeden może powiedzieć, że co ja tam wiem – ani za pulpitem nie siedziałam, ani nawet na żadne seminarium sędziowskie się nie załapałam (chyba że liczą się takie on-line i w Rosji). Jakby przyszło co do czego, pewnie nie widziałabym faulu, choćby ten ugryzł mnie w zadek.

To arbitrów nie krytykuję, ale formę ich oceny już tak. Fakt, że szef sędziów da metaforyczną „dwóję” temu czy innemu koledze po fachu, tak naprawdę nic nie zmienia. Możemy dyskutować o tym, że decyzja arbitra w biegu piętnastym meczu łódzkiego Orła z ekipą z Gdańska wypaczyła wynik nie tylko spotkania, ale całego dwumeczu, może się z tym zgadzać Leszek Demski… tylko że ta ogólna zgoda nie odda punktów łodzianom i nie zmieni wyniku.

Ba, nie sprawi nawet, że nieszczęsny sędzia zostanie w jakikolwiek sposób ukarany czy otrzyma ostrzeżenie. To po co o tym mówić? To jak z tymi ocenami w szkole i na studiach, które nie liczyły się do średniej – niby człowieka obchodziło, ale w sumie jednak nie. Tylko że w szkole czy na studiach trzeba przynajmniej zaliczyć… a co sprawia, że arbiter nie zalicza?

Jak już rozmawiamy, to mogłoby coś z tych rozmów wynikać, czyż nie?

Protokół: Sajdullin

Nie samą PGE Ekstraligą człowiek żyje. Pierwszy weekend czerwca przyniósł sporo dramatycznych zdarzeń, kontuzji, powrotów z nicości (Sasza Łoktajew, który po wypadku jechał chyba siłą woli), chwil rozpaczy pojedynczych zawodników i całych klubów… Ale o tym wszystkim ktoś już napisał, więc skupmy się na promyczku nadziei. Abramczyk Polonia Bydgoszcz, wiecznie targana problemami i bezustannie zdziesiątkowana, może patrzeć w przyszłość z optymizmem. Jewgienij Sajdullin, pożyczony z Torunia w myśl zasady „na bezrybiu i rak ryba”, chyba wreszcie znalazł brakującą część układanki.

Talent tego chłopaka jest niezaprzeczalny, jego umiejętności mimo młodego wieku – również. Zapału nikt mu nie odmówi po heroicznym biegu po jeden punkt. Brakowało sprzętu – a teraz chyba się z tym swoim „osiołkiem” dogadał, bo jak go Bydgoszcz wyjęła z rękawa, tak mało brakowało, a otarłby się o komplet punktów. Czy to te słynne rosyjskie dzieci? Czy gdzieś między Togliatti a Saławatem istnieje tajne laboratorium, w którym produkuje się żużlowców doskonałych i wysyła gotowe „obiekty” do Kujawsko-Pomorskiego?

Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Tylko cichutko powiem: jeżeli w Togliatti mają takie samo „laboratorium” jak to, które widziałam w Saławacie, to ten potop rosyjski w okolicach Torunia i Bydgoszczy tak szybko się nie skończy.

Młode wilki po raz drugi

Więcej pozytywów? Młodzież! Nie tylko ta łotewska, co to błysnęła w Gdańsku, ale i nasza rodzima. W Ekstralidze odblokował się w końcu Damian Ratajczak. Jeżeli ktoś dotąd nie wierzył, że chłopak „ma to coś”, to już chyba wierzy. Nie dość, że wygrał dwa biegi w meczu o najwyższą stawkę, to jeszcze sprawił, że sam Jason Doyle pojechał parą! Wyczuwam tu subtelny zapach magii, wy też?

O Ratajczaku czy Wiktorze Przyjemskim z Bydgoszczy mówią wszyscy. Ale warto spojrzeć też na juniorskie odkrycia roku w pierwszej lidze: Jakuba Pocztę i Sebastiana Szostaka. Tych młodziaków „poznałam” w szczególnych okolicznościach – w grze Speedway Challenge 20. W zeszłym roku ich wyniki w grze nie robiły wielkiego wrażenia, a starania „w realu” im odpowiadały. A tu nagle jak wybuchły te dwie gwiazdy, tak trzęsą całą juniorską częścią ligi. Lubię takie niespodzianki. Fakt, Poczta ostatnio pojechał bez głowy, ale który z młodzieńców zdeterminowanych, by wygrywać, nigdy nie przekroczył niepisanej granicy?

Duński zaciąg w Formule 1

Przez słynne trzy defekty Mikkela Michelsena w jednym z meczów Motoru Lublin w moich kibicowskich kręgach już każda dętka kojarzy się z działalnością tego żużlowca. To, że żużlowcy w tym sezonie podejrzanie często łapią gumę, każe przypuszczać, że Michelsen „diluje” oponami na całą Polskę. Ale jak się okazuje, jego ręce sięgają i dalej. W końcu w ostatnim wyścigu Formuły 1, podczas walki o Grand Prix Azerbejdżanu, prowadzącemu Maxowi Verstappenowi… pękła opona. Powiedziałabym, że Michelsen ani chybi ma konszachty z Lewisem Hamiltonem, ale Brytyjczyk też do mety nie dojechał.

Mikkel, mam nadzieję, że w tej Formule obiecali ci, że wypromują żużel.

Przejściowe mistrzostwa świata, odcinek 1

Bliska osoba podrzuciła mi ostatnio pomysł na świetną zabawę: stworzenie przejściowej klasyfikacji mistrzostw świata. Na czym to polega? W momencie rozpoczęcia gry mistrzem świata jest aktualny mistrz. Kto go pokona – odbiera tytuł mistrzowski i zostaje nowym czempionem… I tak aż do końca sezonu. Przy czym pod uwagę bierzemy wszelkie rozgrywki (łącznie z juniorskimi), a nowym mistrzem zostanie KAŻDY, kto wyprzedzi dotychczasowego mistrza, nawet jeżeli jest jego kolegą klubowym.

Uznałam, że to idealnie pasuje do konwencji Skrawków Toru, zatem zapraszam na pierwszą rundę Przejściowych Mistrzostw Świata 2021.

Rozegrała się ona właściwie w całości podczas meczu FOGO Unii Leszno z Moimi Bermudami Stalą Gorzów. W szóstym biegu koronę Bartoszowi Zmarzlikowi odebrał Janusz Kołodziej. Trzy biegi później sam stracił ją na rzecz partnera z zespołu, Emila Sajfutdinowa. Ten mistrzostwem cieszył się raptem dwa biegi, po czym przekazał je Jasonowi Doyle’owi. A w ostatnim wyścigu korona wróciła do Gorzowa – tym razem na ręce Martina Vaculika. Niestety, wygląda na to, że na kolejne biegi o mistrzostwo przyjdzie nam poczekać aż do następnej niedzieli i meczu Stali Gorzów w Lublinie. Kto wyjdzie z tego starcia jako Przejściowy Mistrz Świata i ile czasu będzie się cieszyć koroną? O tym już w kolejnym odcinku Skrawków!

fot. Emilia Hamerska – Lengas

Zobacz także! –> Edward Jancarz. „Skończył się żużel, skończyło się życie.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *