Przejdź do treści
Artykuły żużlowe/Felietony

Skrawki toru (3): Sąd sądem…

Skrawki toru

Autor: Redakcja

Skrawki toru (3): Sąd sądem…

Jeżeli całkiem niedawno cichymi bohaterami żużlowych aren byli kierownicy startu, to w tym tygodniu pełną pulę zdecydowanie zgarnęli sędziowie. Oj, w niejednym domu kibice nadenerwowali się na tych arbitrów. A co dopiero w parkach maszyn!

Bóg, car… sędzia?

Głównym problemem w żużlowym sędziowaniu jest fakt, że pole do interpretacji przepisów mamy spore, błędy arbitrów niekiedy najzupełniej oczywiste, ale nawet kiedy zostaną one potwierdzone, nic to w sumie nie zmienia. Bo co z tego, że przysłowiowy Kowalski (chociaż w żużlowym środowisku to kiepskie nazwisko dla typowego everymana) zostanie werbalnie wybatożony na wizji przez Szefa Wszystkich Szefów, a nawet – o zgrozo! – odsunięty od sędziowania ekstraligowych spotkań, skoro wypaczonego wyniku meczu to nie zmieni.

Mieliśmy niedawno takie spotkanie w Łodzi. Decydujący, piętnasty wyścig, wielbłąd arbitra… i żadnych konsekwencji. Aż się przypomina skrzydlata fraza z piosenki Elektrycznych Gitar: „Wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal tak jak jest”. Czy podobnego wielbłąda wpuścił na tor arbiter spotkania Startu Gniezno z Polonią Bydgoszcz? Wydaje mi się, że tak. Jakobsen nie dotknął taśmy w czternastym biegu. To raczej taśma dotknęła Jakobsena, jak już. A wykluczenie Duńczyka i zmiana go na juniora mogła wpłynąć na wynik meczu. Co z tego, że w przekroju całego spotkania Bydgoszcz była lepsza i zasłużyła na to zwycięstwo? Pozostaje niesmak po decyzji arbitra.

Święci i diabli

Innego typu kontrowersje towarzyszyły spotkaniu na szczycie, czyli niedzielnemu meczowi Motoru Lublin z Moimi Bermudami Stalą Gorzów. W jednym z wyścigów doszło do „sytuacji torowej”, jak to niektórzy lubią mawiać. Na pierwszym łuku. Ale na pierwszym łuku nie wyklucza się nikogo tylko wtedy, kiedy nie da się jednoznacznie określić, kto winien (jak u Hercena – socjaliści i rusycyści zrozumieją). Tutaj sytuacja była raczej jasna: Bartosz Zmarzlik tak bardzo chciał wyprzedzić rywali, że założył się… na Martina Vaculika. I go wywiózł. Co zrobił sędzia? Wykluczył, jasne… Vaculika.

To taka sytuacja, kiedy niby z wynikiem meczu wszystko w porządku, w końcu tak czy siak – z biegu wyleciał stalowiec. Ale znowuż: niesmak pozostaje. Niesmak, bo można odnieść wrażenie, że Zmarzlik jest przez arbitrów faworyzowany – zwłaszcza że kilka wyścigów wcześniej być może ukradł start, ale nie doczekaliśmy się nawet powtórki, żeby to sprawdzić. Kurczę, nie. Myślę, że mistrz świata (dwukrotny!) sam sobie poradzi i naprawdę nie trzeba drżeć przed wykluczeniem go z biegu czy wlepieniem ostrzeżenia.

Ja wiem, sędziowie twierdzą, że oni widzą nie zawodników, a kolory kasków – ale nawet na poziomie podświadomym mogą kojarzyć, kto kryje się za kaskiem. To bardzo ludzkie i bardzo naturalne. Ale jednocześnie to krzywdząca tendencja: dla innych zawodników i dla samego Zmarzlika, bo efekt będzie taki, że znielubią go rywale i kibice. A przecież Bartek to fajny chłopak i nie jest winien, że narósł wokół niego jakiś zupełnie niezrozumiały kult.

Złote słowa i stalowe nerwy

Sędziowie nie sędziowie, a mistrz świata własnymi siłami poradził sobie z zadaniem obrony Złotego Kasku. Jasne, ktoś mógłby powiedzieć, że pomógł mu szczęśliwy przypadek vel pech głównego rywala – Pawła Przedpełskiego… Ale Przedpełski zerwał taśmę nie bez powodu. Nerwy. To normalne. Zmarzlik zachował zimną głowę wygrał.

Mam jednak wrażenie, że walka o pozycje w Zielonej Górze toczyła się w cieniu znaczącej deklaracji. Piotr Protasiewicz ogłosił, że to był jego ostatni występ w tych prestiżowych zawodach. Czy to znaczy wycofanie się z rywalizacji indywidualnej, czy może… aż strach mówić. Wiadomo, PESEL-u, w przeciwieństwie do licznika, odkręcić się nie da, ale i tak myśl o żużlu bez PePe jest jakaś dziwna. To jak żużel bez Crumpa, bez Rickardssona, bez Hancocka… Zawsze będzie już zawsze inny.

…a wygrywa Madsen

Gdyby istniała klasyfikacja „szczęściarzy” podczas zawodów spod znaków SGP czy SEC, o zwycięstwo w niej na pewno walczyliby zaciekle Matej Žagar i Leon Madsen. I Słoweniec, i Duńczyk mają wybitny talent do awansowania do półfinałów / barażu rzutem na taśmę… po czym wygrywania całej imprezy. Chyba mają specjalny protokół odpalany w takich sytuacjach. W pierwszej rundzie Mistrzostw Europy 2021 mieliśmy z tym do czynienia. Leon Madsen trochę się męczył na bydgoskim torze, nie za bardzo mógł wygrać, a do tego zanotował upadek w finale… a mimo to z powtórki wyszedł zwycięstwo. Jak on to robi? Ten sekret zapewne jest bardzo kosztowny.

Hiszpańska inkwizycja późną nocą

O ile triumf Madsena w SEC nie jest szczególnie dziwny, o tyle wyniki rund kwalifikacyjnych do Grand Prix Challenge mogą szokować. Ale kto mógłby się dziwić, skoro już przebieg rzeczonych rund był szokujący. W Glasgow jechali tak, jakby chcieli, a nie mogli. W sumie nic dziwnego, skoro miejscowy klub za streaming życzył sobie 15 funtów od człowieka (gdy bilet na stadion kosztuje ponoć około 20 funtów). Pewnie zrobili promocję: wykup dwie godziny zawodów, drugie dwie dostaniesz gratis. Z kolei runda w Terenzano ciągnęła się tak, jakby organizatorzy stanęli w szranki z pamiętnym Grand Prix w Göteborgu w 2008 roku. Współczuję zawodnikom, którzy dzień później mieli zawody w Polsce… No ale ja nie o tym.

Patryk Dudek, Janusz Kołodziej, Max Fricke czy nawet Dan Bewley to zawodnicy, których człowiek się w SGP Challenge spodziewał tak czy inaczej. Na takiego na przykład Andrzeja Lebiediewa po cichu liczyłam, podobnie jak na Tobiasz Musielaka. Ale Jewgienij Kostygow? Szok, niedowierzanie, placki ziemniaczane! Jeżeli bym już miała stawiać na Łotysza numer dwa, to raczej na Olega Michaiłowa. Ba, prawdę mówiąc, nawet akcje Daniiła Kołodińskiego stały u mnie wyżej niż Kostygow, który przecież był już ponoć blisko zakończenia kariery.

A taki Adam Ellis. Jak to mój znajomy zareagował: „to on jeszcze jeździ?!” Otóż właśnie. Jeździ, i to jak!

Przejściowe mistrzostwa świata, odcinek 3

Wielkie zmiany na pozycji Przejściowego Mistrza Świata! Martin Vaculik stracił tytuł już w pierwszej serii PGE IMME im. Zenona Plecha – na rzecz Bartosza Zmarzlika. Polak już w następnej kolejce startów przekazał honory rywalowi zza miedzy – Patrykowi Dudkowi. Dudek, poobijany w Szwecji, długo się tytułem nie cieszył. W trzeciej serii startów tytuł powędrował w ręce Jasona Doyle’a. Ten wprawdzie po dwóch seriach mistrzostwa stracił je na rzecz Mikkela Michelsena, ale ten w półfinale przegrał z Januszem Kołodziejem, a w finale… Kołodzieja pokonał wspomniany wcześniej Doyle. Z racji braku ligowych zmagań w weekend tytuł nie został w Polsce, ale…

Kolejnym startem Jasona Doyle’a był mecz Rospiggarny Hallstavik z Dackarną Målilla. Wydawać by się mogło, że Przejściowy Mistrz Świata będzie miał łatwą drogą do zachowania tytułu. I faktycznie, jego pierwsze dwa starty w Szwecji to potwierdzenie dominacji. W trzecim uległ jednak Kaiowi Huckenbeckowi, a ten pozostał niepokonany aż do końca meczu. To oznacza, że kolejną odsłoną walki o tytuł Przejściowego Mistrza Świata będzie runda Tauron SEC w Güstrow. Czy Huckenbeck zachowa mistrzostwo na ojczystej ziemi? Gdyby do tego doszło, areną starcia stanie się mecz drugiej ligi: Landshut Devils – Wölfe Wittstock. Wygląda na to, że w tej rywalizacji czekają nas spore emocje!

ZOBACZ TAKŻE: Skrawki toru (2): Żużel z ludzką twarzą

fot. Emilia Hamerska – Lengas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *