Przejdź do treści
Artykuły żużlowe/Felietony

Skrawki toru (7): Żużel polowy i inne historie

Skrawki toru

Autor: Redakcja

bstv 1536x162 1

Skrawki toru (7): Żużel polowy i inne historie

Dzień dobry? Wróciłam, tak sądzę, z wakacyjnych wojaży i jestem już gotowa, by dalej śledzić zmagania na żużlowych torach i dzielić się z wami tym, co najlepsze, najciekawsze, najzabawniejsze i najbardziej szokujące. To miło ze strony igrzysk olimpijskich w Tokio, że postanowiły nie kolidować ze speedwayem. Że co? Że jakaś inna strefa czasowa, mówicie? Oj tam oj tam, po prostu mili ci Japończycy, taki uprzejmy naród.

A tak nawiasem mówiąc, może nie Japończycy, ale Japonkę na żużlu kojarzę. Była taka pani, Nanae Okamoto, w latach 60. próbowała swoich sił na żużlowej maszynie w Australii. Internet zachował nawet nagranie. Dajcie temu hasztag: żużlowa wiedza bezużyteczna.

Żużel polowy

Do rzeczy jednak! Wojaże wojażami, ale obsesje należy realizować. W różnych warunkach zdarzało mi się już oglądać Grand Prix: cichaczem na ślubie w rodzinie, w świętej pamięci toruńskim pubie U Szwejka, na zakodowanym Canal Plusie… Ale słuchanie zamiast oglądania trafiło mi się po raz pierwszy. Gdzieś na wysokości granicy słowacko-węgierskiej kończyła się runda zasadnicza pierwszego turnieju Grand Prix. A ten drugi przełożyli, bo byłam wykończona po autokarze i chciałam się wyspać, proste, prawda?

Nie, to naprawdę nie była moja wina! Ale dzięki przełożeniu przynajmniej obejrzałam tę Pragę… i ten odwołany kawałek też. O wynikach napisano już wszystko, ale muszę przyznać, że jestem wręcz zbudowana postawą BSI: jednego biegu brakowało do możliwości kontynuowania, nie resetowania zawodów… a oni go nie odjechali na siłę! Co za skok jakości. Jestem w pozytywnym szoku.

Chociaż w sumie to trochę smutne, kiedy człowieka buduje odrobina człowieczeństwa u działaczy. Poprzeczka za wysoko nie wisiała.

Czy druga faktycznie jest ekstra?

Zdrowie zawodników okazało się ważniejsze i bardzo dobrze. Żużel jest dość niebezpieczny i bez ryzykowania na nieprzygotowanym, zalanym torze. Przekonał się o tym chociażby Jaimon Lidsey, który pojechał do Daugavpils po doświadczenie, a wrócił z kontuzją. Słusznie ze strony Unii Leszno, że go do Zielonej Góry nie wysyła. Zdrowie jest najważniejsze.

Pojawiają się głosy krytyków podejścia Unii / Kolejarza – wysyłania ekstraligowców do jazdy w drugiej lidze. To w końcu ryzyko kontuzji. Cóż, prawda jest taka, że kontuzjować się można i na treningu, a zawodnik, zwłaszcza taki, któremu wyraźnie nie idzie, potrzebuje startów i budowania pewności. W związku z tym skoro może startować, to niech startuje. A ryzyko? Jest wpisane w ten sport. Coś o tym wiedzą…

Topowe nazwisko polskiego żużla

…w Moich Bermudach Stali Gorzów. W środę w eliminacjach Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych (uwielbiam te długie nazwy, a wy?) kontuzji doznał Wiktor Jasiński. To już drugi niezdolny do jazdy młodzieżowiec w Gorzowie w tym sezonie. Jak pech, to po całości. A ponieważ Oskar Paluch jest na dorosłe tory za młody, zagęszcza się intryga pod tytułem: kto wyjmie z Częstochowy Bartłomieja Kowalskiego?

Nazwisko Kowalski ewidentnie ma swoją magię. Ryszard Kowalski to ponoć najbardziej pożądany tuner w żużlowym świecie. Bartłomiej Kowalski pewnie już może przebierać w ofertach. Czy teraz wszyscy zawodnicy, o których pisze się artykuły „czy wystarczy dla nich miejsca w Ekstralidze”, będą składać do urzędów wnioski o zmianę nazwiska?

Życie na krawędzi, czyli FIM to stan umysłu

Czekacie na wieści ze wschodu, prawda? A wieści są takie, że po pierwsze primo, Baszkiria Oktiabrskij dostała walkower za niestawienie się na meczu we Władywostoku, czyli Ussuryjsku (status: to skomplikowane); po drugie zaś, też primo: ogłoszono dziką kartę na historyczne Grand Prix Rosji w Togliatti. To, które miało być rok temu, ale przyszedł covid i namieszał. Dziką kartą, co żadnego kibica dziwić nie powinno, został Wadim Tarasienko. To nie jest dziwne. Dziwne jest zaś, że tak niepostrzeżenie, jakby mimochodem, ten żużel w Togliatti staje się realny. Nie to, żeby do Rosji można było teraz wjechać na wizę turystyczną. Nie to, żeby w tym momencie nie było problemu pod tytułem „zawody bez kibiców”. Grand Prix Rosji stanie się… faktem?

Niby wszystko jest już jasne, przecież nawet FIM nie jest tak szalony, żeby na miesiąc przed turniejem tenże turniej anulować, ale wstrzymajmy konie. Żużel zna rzeczy, o jakich się filozofom nie śniło. W Grand Prix Rosji uwierzę, jak zobaczę transmisję z Togliatti i usłyszę hymn… czy co to tam teraz zamiast hymnu puszczą.

Czy można się bać?

W czwartek idę na ten słynny film, co go kręcili ładnych parę lat, czyli „Żużel”. Przyznać się muszę: mam więcej obaw niż ciekawości, jak Dorota Kiędzierzawska oddała ten nasz piękny speedway. Nasłuchałam się komentarzy ludzi ze środowiska, a te potwierdzają najczarniejsze scenariusze: żużlową rodzinę znowu przedstawiono jako krąg patoli, alkoholu i mroku. O ile alkohol czasem jest, niekiedy nawet w nadmiarze (pamiętamy tego mistrza świata, który zgubił telefon w toruńskim hotelu…), o tyle wieści o patologiczności żużla są mocno przesadzone, zwłaszcza w ostatnich latach. Nic tak nie boli jak stereotyp, który idzie w świat.

Ale może nie będzie tak źle? Czy ktoś może mnie poklepać po ramieniu i zapewnić, że obraz Kędzierzawskiej jest tak w sumie w porządku?

Przejściowe mistrzostwa świata, odcinek 7

Ludzie czasem się przejęzyczają i zamiast mówić, że sytuacja zmieniła się o 180 stopni, mówią, że zmieniła się o tych stopni 360. To określenie doskonale pasuje do naszych Przejściowych Mistrzostw Świata.

Jak pamiętacie, wyjeżdżając na wakacje, zostawiałam tytuł Przejściowego Mistrza Świata w rękach świeżo upieczonego wicemistrza Europy, Leona Madsena. Zostawiałam go na długi czas – niemal tydzień dzielący finał Tauron SEC od pierwszego turnieju Grand Prix.

Na czeskiej ziemi Madsen nacieszył się mistrzostwem do trzeciej serii startów, kiedy to uległ Jasonowi Doyle’owi oraz zwycięzcy wyścigu – Maciejowi Janowskiemu. A ponieważ Janowski był w Pradze niemal nieomylny, można było przypuszczać, że on szybko mistrzostwa nie odda.

Tymczasem „Magic” niespodziewanie już w kolejnym biegu nie dojechał na pierwszym miejscu i tytuł oddał Fredrikowi Lindgrenowi, a ten, niczym gorący kartofel, przerzucił go w ręce Emila Sajfutdinowa. Po rundzie zasadniczej to właśnie Rosjanin mógł się pochwalić naszym wyróżnieniem. Zachował je również w półfinale i przez trzy okrążenia finału. Jednak na ostatnim kółku zwycięstwo w premierowym turnieju SGP 2021 – a wraz z nim tytuł – wydarł Sajfutdinowowi… Janowski! Tym samym to on był mistrzem na początku sobotnio-niedzielnych zmagań. Tutaj trzeba wyjaśnić, że ponieważ sobotnie wyścigi zostały anulowane, nie liczymy ich również do klasyfikacji.

Przejdźmy zatem do niedzieli. Maciej Janowski przez dwa biegi wciąż był mistrzem, podobnie jak w piątek Leon Madsen. I podobnie jak Duńczyk w trzeciej serii stracił koronę – dość nieoczekiwanie na rzecz Andersa Thomsena. Ten zaś bardzo dzielnie bronił swojego trofeum, być może jedynego, jakie mógł wywieźć z Pragi… tylko że w ostatnim starcie rundy zasadniczej zaliczył upadek, a trofeum, zgodnie z prawidłami sztuki, przeszło na ręce zwycięzcy biegu, czyli Taia Woffindena.

Co w tym zaskakującego? Ano to, że Woffinden nie zdołał awansować do półfinałów, dzięki czemu, paradoksalnie, zachował tytuł Przejściowego Mistrza Świata aż do kolejnej niedzieli, kiedy to Betard Sparta Wrocław mierzył się z Eltroxem Włókniarzem Częstochową.

Już w pierwszym meczowym biegu Woffinden oddał mistrzostwo koledze z zespołu, Artiomowi Łagucie. Ten był czempionem aż do dziesiątego wyścigu, w którym ustąpił miejsca Danielowi Bewleyowi oraz… Leonowi Madsenowi. A Madsen poczuł krew i wygrał nie tylko ten wyścig, ale też dwa kolejne. Włókniarz Częstochowa z Wrocławia punktów nie wywiózł, ale jego zawodnik jest aktualnym Przejściowym Mistrzem Świata. I tytułu bronić będzie… we Wrocławiu, podczas piątkowo-sobotnich zmagań o Grand Prix Polski.

fot. Emilia Hamerska – Lengas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *