Żużel. Doświadczony polski arbiter opowiedział o hejcie, jaki dotknął go po błędnej decyzji w Lesznie

Autor: Krzysztof Choroszy
Żużel. Doświadczony polski arbiter opowiedział o hejcie, jaki dotknął go po błędnej decyzji w Lesznie
Sędziowie żużlowi są bardzo ważnymi osobami. Podejmują oni ważne decyzje, które bywają również kontrowersyjne. Nic więc dziwnego, że w stronę sędziów często pojawia się krytyka, będąca uzasadniona przy błędach arbitrów. Niestety przy takich sytuacjach znajdziemy także ogromny hejt wobec nich. O tym, w podcaście „Mówi się Żużel” opowiedział jeden z grona sędziowskiego
Ogromnej fali hejtu w ubiegłym roku doświadczył Krzysztof Meyze. Sędziował on mecz Unia Leszno kontra Apator Toruń. W jednym z biegów miała miejsce kontrowersyjna sytuacja, Patryk Dudek został na wyjściu z drugiego łuku mocno wywieziony przez Piotra Pawlickiego. Po tym wychowanek Falubazu zaczął wymachiwać rękoma i protestować, Meyze wyścig przerwał i wykluczył niespodziewanie Dudka. Decyzja ta była błędna, do czego arbiter przyznawał się już wielokrotnie. Po całym zajściu na sędziego wylało się prawdziwe wiadro pomyj.
O tym, z czym zmagać się musiał w tamtym czasie Krzysztof Meyze, opowiedział on w podcaście Jacka Dreczki „Mówi się Żużel”. Odpowiedział on, że nie atakowano tylko jego, a hejt dotknął również jego całą rodzinę. Sędzia stwierdził również, że takich ludzi nie powinno nazywać się kibicami, gdyż wtedy obraża się prawdziwych kibiców.
– Myślę tak naprawdę, że ten internet to najmniejszy problem. Gdyby oni uderzali tylko we mnie, bo ja popełniłem ten błąd, ale oni uderzyli w całą moją rodzinę. Oni uderzyli w rodziców. Oni uderzyli w żonę. Oni uderzyli w syna. My wszyscy mieliśmy wyłączone, poblokowane media społecznościowe. Tak, jak powiedziałem, ja zawsze jestem otwarty na krytykę i nie raz się z nią zmierzyłem.
-To, co się wtedy wydarzyło, ja tak naprawdę dużo się zmieniło od tamtego czasu i moje podejście chyba się do tego zmieniło, bo ja po prostu o tym mówię głośno i nazywam rzeczy po imieniu, że no niektórzy ludzie, mówiąc o nich kibice, obrażamy kibiców, bo to był poziom rynsztoka i to mówiąc delikatnie – mówił Krzysztof Meyze w Mówi się Żużel.
Doświadczony polski arbiter zdradził, że kibice nie tylko pisali, lecz również dzwonili do niego, na dodatek obrażając jego rodzinę. Nie ciekawie działo się również w jego życiu prywatnym, gdyż jego mama była chora na nowotwór.
– Pisali, miałem połączenia na messengerze tak, ale to mówię, to tylko do mnie, ale była jeszcze moja żona, był mój syn. Obrażali w niemiłosierny sposób moich rodziców, bogu ducha winnych. Moja mama walczyła wtedy z nowotworem, no niefajna sytuacja – zdradził.
Jak sam powiedział, cała sprawa trafiła na policję, jednak aby hejterzy ponieśli karę za swoje obrzydliwe zachowanie, Meyze wraz z żoną musieli wystąpić przeciwko nim z oskarżenia prywatnego, czego przez natłok wielu zdarzeń nie uczynili.
– Mam jeszcze zrzuty tych wiadomości, poszliśmy na policję, zgłosiliśmy to. Troszeczkę myślę, że policja potraktowała to, jako sprawę z oskarżenia publicznego, a po pół roku dostałem, że z sądu zwrotkę, że tak naprawdę powinienem wystąpić z okrążenia prywatnego i stwierdziliśmy z żoną, z resztą miałem wtedy inne rzeczy na głowie, tak jak wspomniałem mamę i tak dalej, że sobie odpuścimy, ale dane tych ludzi, których zgłosiłem. Oni składali wyjaśnienia na policji, oni wszyscy byli na policji – kontynuował.
Krzysztof Meyze w rozmowie wyraża swoje zdanie, że ci ludzie powinni ponieść karę, za to, jak zachowywali się wobec jego i jego rodziny. Jednocześnie mówi on o jednym z kibiców z Torunia, który często zachowuje się nagannie wobec zawodników w parku maszyn.
– Nie, nawet wczoraj sobie przejrzałem te screeny. Uważam, no tak jak powiedziałem, nie miałem ani głowy, ani czasu, żeby pójść z tym dalej i powtórzyć, chociaż materiał był tam cały zgromadzony już, ale oni powinni ponieść karę po prostu. Przeraża mnie na przykład rzecz, że człowiek, który pisze mi wiadomości, mówię, nie będę ich cytował, bo to się nie nadaje, którego pokazują w serialu – To jest żużel, który tam krzyczy, który czasami zdarza się, że wylewa piwo, pluje na zawodników w parku maszyn i wszyscy wiedzą, że to ten człowiek, dokładnie ten to robi i on jest dalej na stadionie – stwierdził.
Magazyn Żużlowy Best Speedway TV
- GKM Grudziądz zachwyca formą juniorów! Jest dobrze, ale chcą więcej!
- Żużel. Stadion w Pile znów otwarty. Drugi etap modernizacji zakończony
- Żużel. Rekord toru i wymagające warunki w Krośnie „Nie spodziewałem się tego”
- Żużel. Artur Mroczka odpiera zarzuty „Klub otrzymał ode mnie informację”
- Żużel. Jamróg nie dał szans rywalom! Awans wywalczony w wielkim stylu