Przejdź do treści
Artykuły/Wywiady

Grzegorz Zengota: „Emocję buzowały we mnie strasznie.”

Grzegorz Zengota: „Emocję buzowały we mnie strasznie.”

Autor: Jakub Żak

Grzegorz Zengota: „Emocję buzowały we mnie strasznie”

Jakub Żak: Czy otrzymał Pan oferty kontraktu spoza Bydgoszczy i Rybnika? 

Grzegorz Zengota: Miałem kilka ofert, ale ostatecznie jestem zawodnikiem Polonii i cieszę się, że tak się stało.

Co ostatecznie przekonało Pana do podpisania kontraktu w Bydgoszczy?

Przede wszystkim końcówka sezonu. Miałem okazję poznać środowisko, kibiców i zespół, to w dużej mierze zadecydowało. Oczywiście dochodzą też finanse. Do Polonii było mi najbliżej, wiedziałem, z czym się będę mierzył i jakie zespół ma aspirację w kontekście kilku najbliższych lat, jest to spójne z moją wizją. Mam nadzieję, że dojdziemy do najlepszej formy i najlepszych wyników, jakie zarówno ja jako zawodnik, jak i klub w swojej historii przeżywaliśmy. 

Podobno wynegocjował Pan bardzo dobre warunki kontraktu. Nie pytam Pana o kwotę, bo jak wiadomo dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, więc zapytam Pana po prostu, czy wystarczy Panu środków na sprzęt, który zapewni dobre wyniki?

Trudno mi się odnieść, czy jest to dobry kontrakt, bo nie zaglądam w kontrakty moich kolegów. Wyceniłem na tyle swoje umiejętności,  swoje możliwości i to, ile mogę dać zespołowi. Klub zgodził się na to, osiągnęliśmy kompromis zadowalający obie strony. Jeździłem do tej pory w Ekstralidze, oczywiście wracam po kontuzji, ale dałem powody i argumenty, żeby klub mi zaufał. Po moim przyjściu siła rażenia tego zespołu się trochę zmieniła i myślę, że warto było pójść tą drogą. Ja też dobrze czułem się w tym wszystkim i myślę, że razem możemy zbudować wiele w kontekście najbliższych lat.

Wrócił Pan po bardzo ciężkiej kontuzji, tym bardziej chapeau bas. Jakie to uczucie wrócić po tak długim czasie i przywieźć i od razu przywieźć trójkę?

Emocję buzowały we mnie strasznie, nie wiedziałem, z czym będę się mierzył po powrocie, a tu od razu zwycięstwo… Byłem przygotowany na to, że odjadę kilka treningów. Ten pierwszy był dla mnie odpowiedzią, czy ja jeszcze będę w ogóle jeździł, trzy tygodnie później już jechałem pierwszy mecz ligowy, więc to wszystko nastąpiło dosyć szybko. Wiem, że jeszcze dużo pracy będzie mnie to wszystko kosztowało, żeby do tej stuprocentowej formy wrócić. Wiadomo, że koledzy z toru mieli tę przewagę, że jeździli bez przerwy, ja miałem jednak prawie 2 lata rozbrat z motocyklem, więc nie da się tego odrobić w ciągu trzech tygodni, ale byłem pozytywnie zaskoczony, że mimo tej przerwy tak się to ułożyło. Wierzę w to, że jak przepracuję zimę, to będę mógł jeszcze więcej dać zespołowi i że moja forma będzie rosła w górę z każdym meczem.

Czy czuł Pan dyskomfort, wracając na tor po tak długim czasie? 

Nie byłem pewny, że ten powrót nastąpi, ale jak już wsiadłem na motocykl…powiem tak, tego się nie zapomina, jak z jazdą na rowerze. Nawyki i automatyzmy, które człowiek ma w sobie, mimo upływu dwóch lat dalej we mnie były i w zasadzie po odjechaniu kilku zachowawczych okrążeń już byłem znudzony taką jazdą na pół gwizdka i za jednym zamachem zrobiłem 5 kółek na pełnym gazie i myślę: O! To jest to! 

Wspomniał Pan, że nie był Pan stuprocentowo pewny powrotu na to. Miał Pan jakiś plan awaryjny na wypadek, gdyby powrót na tor okazał się niemożliwy?

Różne rzeczy chodziły mi po głowie, ale mimo wszystko żadnych decyzji nie podejmowałem, bo cały czas wierzyłem, że ten powrót będzie możliwy i czekałem na pierwszy trening. Teraz już wiem, że swoją przyszłość nadal mogę wiązać z żużlem,  a inne plany odkładam na później i ze spokojną głową przygotowuję się do kolejnych sezonu.

Co było najcięższe podczas powrotu na tor?

Proces powrotu do zdrowia i ból, który przeciągał się dość długo, gdzie na drodze stały różne komplikacje i kłody w postaci tego, że ta noga nie do końca chciała się dobrze goić. Wszystkie zabiegi rehabilitacyjne również przez długi okres nie dawały efektów, a wręcz pogarszały ten stan. To było trudne dla mnie, bo jednak chodzenie o kulach przez półtora roku to nie jest przyjemna sprawa. Zwykle te kontuzje, które przechodzimy, trwają 2-3 miesiące, u mnie to trwało półtora roku, więc to było obciążające fizycznie i psychicznie, bo każdy dzień wiązał się z bólem przy codziennym funkcjonowaniu, a przy rehabilitacji tym bardziej. Na szczęście to już za mną, cieszę się teraz każdym dniem i każdym kółkiem na torze. Muszę trochę zmienić podejście, bo nie wszystko mogę wykonywać, tak jak to robiłem przed kontuzją, ale uczę się tego i te rzeczy, które mogę wykonywać, dają mi dużo radości, więc jestem po prostu dobrej myśli i cieszę się, że już te najtrudniejsze momenty za mną.

Odczuwał Pan dużą presję w związku z tym, że po ciężkiej kontuzji wrócił Pan do klubu, który walczył o utrzymanie?

Odczuwałem, ale sam wybrałem tę drogę. Sam powrót na tor był dla mnie ambitnym wyzwanie. Miałem w ręce kilka propozycji, które rozważałem, ale zdecydowałem się na Polonię, bo jest to zespół, który ma dobre perspektywy:  modernizacja stadionu, fajni ludzie, którzy otaczają klub i kibice, którzy po prostu mają to żużlowe DNA od lat Tomka Golloba i jego najlepszych występów. Bydgoszcz to utytułowany klub i uważam, że jest to zespół, który powinien jeździć w Ekstralidze i mam nadzieję, że to w najbliższym czasie się stanie. Wybrałem ambitnie, ale ja lubię takie projekty, mają one taki smaczek, że jak się osiągnie taki cel, to smakuje to wyjątkowo. W tym roku w Bydgoszczy walczyliśmy o utrzymanie i jak już się to udało, to satysfakcja była podwójna. 

Jakie cele postawił przed wami zarząd w kontekście przyszłego roku?

Celem są play-offy. Podczas tego okna transferowego doszło do sporej ilości roszad, na silne obecnie wyglądają na przykład zespoły z Gdańska, Krosna, czy Tarnowa, ale ja mimo wszystko widzę w naszej drużynie potencjał i wierzę, że jeżeli każdy z nas pojedzie nie gorzej niż to, co prezentował w tym sezonie, to możemy dać dużo w postaci wyniku zespołu. Chcemy zrealizować postawiony przez prezesa cel, czyli o awans do play-offów, a potem powalczymy o coś więcej.

Zespół Polonii na przyszły sezon składa się z wielu dobrych zawodników, ale przy takich szerokich składach niektórzy żużlowcy mogą czuć się pokrzywdzeni ze względu na brak szans na regularną jazdę. Co Pan o tym sądzi?

Wszystko zależy od trenera, czy managera, który tym zarządza. Warto oczywiście mieć zespół oparty o większą ilość zawodników, bo wtedy ma się ten komfort na wypadek kontuzji, ale zawsze trzeba brać pod uwagę to, że może to zbudować konflikt w zespole i zaburzyć jego ducha, co w efekcie może spowodować, że stanie się on toksyczny. Sztuką trenera jest, żeby odpowiednio tym zarządzać. Jak zespół jest zbudowany na miarę, to każdy wie jakie zadanie jest przed nim i chce dać z siebie jak najwięcej, bo każdy zawodnik jeździ po to, żeby osiągać jak najlepsze wyniki i jeździć coraz lepiej. Nikt celowo wyścigów nie przegrywa, a nóż na gardle nie zawsze pomaga i po skończeniu wieku juniora przez długi okres kariery sam się z tym mierzyłem. Nie jest to łatwe, jak się jest wrzuconym na najgłębszą wodę na przykład w postaci zawodnika do parowego, który w pierwszych biegach musi startować z tych zewnętrznych pól i ma obok siebie żużlowców jeżdżących w Grand Prix. W pierwszych biegach po zewnętrznej nawet najlepszym jest ciężko wygrać wyścig, a co dopiero zawodnikowi, który nie ma jeszcze zbudowanej marki i to jemu jest ciężej wygrać bieg niż tym bardziej doświadczonym startującym na bardziej uprzywilejowanych torach. Tak to na ogół było w moim przypadku, teraz tabela się nieco zmieniła i wygląda trochę inaczej, ale mimo wszystko ten nóż na gardle nie zawsze pomaga. Zawodnicy, którzy są w kręgu zainteresowanych walką o skład, jadą często gorzej niż ci zawodnicy, którzy mają to miejsce zapewnione, a to obciążenie emocjonalne jest na tyle duże, że potem przychodzi mecz i nie mają tego luzu, tej swobody i nie są skoncentrowani na wygrywaniu wyścigów tylko na tym, by ich nie przegrywać, a to już jest złe podejście.

To jest bardzo ciekawe, co Pan mówi, ponieważ taka sytuacja była w Lublinie, w którym miał Pan kontrakt.

Lublin jest tutaj dobrym przykładem. Weźmy sytuację sprzed roku, gdzie zespół jechał, jak z nut, mimo że był skazywany na spadek, a ostatecznie Paweł Miesiąc był odkryciem sezonu. Miał komfort i nie musiał jechać z tym nożem na gardle, więc mógł pokazać swój pełen potencjał. W ostatnim sezonie po przyjściu Jarka Hampela, nóż na gardle był stale i Miesiąc nie pojechał, a można było zakładać, że Jarek Hampel nie jest objęty walką o skład i miał ten komfort, który zapewnił dobrą jazdę. Przed rokiem Paweł i Kuba potrafili robić fajne wyniki, a teraz ani jeden, ani drugi nie pokazał w pełni swoich możliwości. 

Wrócił Pan na tor i z każdej strony płyną pod Pana adresem słowa wsparcia, odczuwa Pan to?

Bardzo mi miło, że kibice i całe środowisko wspiera mnie w moich działaniach. Moje dobro na względzie mieli również inni żużlowcy, którzy często stale śledzili mój powrót do zdrowia, pytając o to, jak idą postępy w leczeniu. Czułem jakby chłopacy byli spragnieni mojej osoby i to było bardzo miłe. Mimo że często jeździmy przeciwko sobie i rywalizujemy, to jednak tworzymy jedną rodzinę, która w trudnych momentach potrafi się wspierać.   

Chciałem jeszcze Pana zapytać o Tomasza Golloba, któremu życzymy dużo zdrowia. Pomagał Panu w Bydgoszczy?

Podczas tych trzech meczów, które odjechałem, nie było okazji, żebyśmy z Tomkiem porozmawiali. Wiem, że ma teraz problemy zdrowotne (wywiad przeprowadzany był, podczas gdy Tomasz Gollob znajdował się jeszcze w szpitalu w wyniku zarażenia się COVID-19) i trzymam kciuki, aby z wirusem poradził sobie tak, jak radził sobie z rywalami na torze i by wyszedł z tego zwycięsko. Te 3 mecze to było wbrew pozorom mało czasu, żeby się spotkać i porozmawiać, ale mam nadzieję, że teraz jak już w Polonii zagoszczę na dłużej, to będzie ku temu okazja i chętnie posłucham wskazówek mistrza. Jestem otwarty na naukę i to, co mam nadzieje będzie chciał mi przekazać. 

Jak się Pan czuje w kontekście Pana nogi? Czy odczuwa Pan jeszcze ból i jakie mogłyby być konsekwencję kolejnego upadku?

Staram się zabezpieczyć nogę, już byłem w tym celu w fabryce butów Daytona, która zaopatruje niemalże wszystkich zawodników w obuwie żużlowe i tam spotkaliśmy się z inżynierami, przeanalizowaliśmy moją sytuację i co by było najlepsze, aby ją zabezpieczyć. Mam nadzieję, że te buty i te wkładki, które zabezpieczą moją nogę na tyle, że będę mógł jeździć bez żadnych obaw, że coś się stanie. Jak noga się w pełni zrośnie,to temat będzie zamknięty, wtedy nie powinno już się z nią nic wydarzyć. Na jednym z treningów miałem już taką sytuację, że doszło do wypadku po starciu z Dawidem Lampartem. W pierwszej chwili byłem nieco przestraszony, ale okazało się, że wszystko jest w porządku i skończyło się tylko na delikatnych potłuczeniach. 

Jak długo noga będzie się jeszcze zrastać?

Ona jest już praktycznie wygojona. Od przyszłego tygodnia zaczynam proces przygotowawczy do sezonu, więc jeszcze z każdej strony nogę powzmacniam, więc może być już tylko i wyłącznie mocniejsza.

Czy w związku z tamtą kontuzją będzie Pan zmieniał swój sposób przygotowania do sezonu?

Na pewno w ten tok przygotowawczy wprowadzę to, czego nie robiłem do tej pory, czyli dużo jazdy na rowerze, bo to jest najlepsze dla nogi, dla wydolności organizmu i dla wytrzymałości. Oprócz tego tok, który miałem dotychczas muszę nieco zmodyfikować, bo nie wszystkie ćwiczenia mogę wykonywać, ale jeśli chodzi o budowanie wydolności, to będę wszystko robił głównie na rowerze. 

Co sądzi Pan o nowych przepisach, a konkretnie o przepisie na temat zawodniku u-24?

Ten przepis na pewno zmienia sporo i widać to po tych przetasowaniach zespołów. Wbrew pozorom tych zawodników też jest niewielu, więc kluby będą musiały sięgnąć do portfela trochę głębiej. Zarządzający ligą chcieli trochę ułatwić zadanie chłopakom, którzy ten wiek juniora kończą, a się okazuje, że ci zawodnicy, którzy mieli dobry sezon, skutecznie to wykorzystali, ale jest to zrozumiałe. Sądzę, że taki pancerz ochronny jednak się przyda takim zawodnikom, co by nie mówić wielu z nich po zakończeniu wieku juniora rozmywa się, bo przebicie się wśród seniorów nie jest łatwe. Nazwisko trzeba wtedy budować niemalże na nowo. Ja sam to przechodziłem. Przez ostatnie 2 lata jako junior czułem się jak rekin pływający z rybkami, a jak już skończyłem ten wiek, to się czułem jak rybka wokół rekinów, więc myślę, że taki pancerz młodym zawodnikom się przyda, aby mentalnie ugruntowali swoją pozycję i poczuli się pewniej w rywalizacji z tymi starszymi zawodnikami. Pytanie, czy w tym kręgu powinni być zawodnicy zagraniczni? Tu już bym polemizował, powinniśmy podawać rękę, ale swoim zawodnikom. 

Dziękuję za rozmowę, życzę dużo zdrowia i samych sukcesów!

Dziękuję za wywiad jak za wsparcie płynące w moją stronę podczas mojej nieobecności na żużlowych arenach od kibiców z całej Polski i części żużlowej Europy. Czułem to na każdym kroku. To było bardzo motywujące, do zobaczenia na stadionach.

fot. Sonia Kaps

https://pl.pitstopdistribution.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *