Pedersen opowiada o pamiętnym meczu w Krośnie. „To motocross”
Autor: Jakub Bielak
Pedersen opowiada o pamiętnym meczu w Krośnie. „To motocross”
Trwa zimowa przerwa, jednak kibice co tydzień mogą na platformie Canal+ oglądać nowy odcinek serialu „Nicki Pedersen. Ostatni gladiator”. Jednym z tematów najnowszej części był pamiętny mecz w Krośnie, podczas którego trzykrotny mistrz świata zrezygnował z jazdy.
Już przed meczem można było się spodziewać, że temat toru będzie najgorętszym w kontekście zbliżającej się rywalizacji pomiędzy Wilkami a GKM-em. Kilka dni wcześniej w Krośnie poległa drużyna Apatora, a tor był bardzo wymagający. Nie inaczej było, gdy do miasta szkła zawitał GKM.
– Wiedzieliśmy, że Krosno wszystko zrobi, żeby tor był nieregulaminowy z dziurami, żeby wyelimonować naszego lidera – powiedział w serialu poświęconym Nickiemu Pedersenowi Robert Kościecha.
– Od razu wiedziałem, że to jest tor, który nie będzie mi pasował – wtórował sam główny bohater.
Nicki Pedersen wygrał wówczas swój pierwszy wyścig. Jak się okazało, były to dobre złego początki. Duńczyk opowiadał przed kamerami Canal+, że czuł, że brakuje mu paliwa w baku, a to zwycięstwo zdobył, jadąc już na świecącej się rezerwie paliwa. W drugim biegu 46-latek przegrał już walkę z trudną nawierzchnią i doczołgał się do mety na trzecim miejscu, jedynie przed swoim młodszym kolegą z pary – Kacprem Łobodzińskim. Pedersen walczył nie z przeciwnikami, a z krośnieńską nawierzchnią, która nie dość, że była bardzo przyczepna, to jeszcze miała w sobie kilka dziur.
– To strasznie głupie, bo to my jesteśmy na torze. To nie jest uczciwy tor do ścigania. To motocross – wybuchł Duńczyk po zjeździe z toru, na którym już potem się nie pojawił.
Trzykrotny mistrz świata powiedział wszystkim w parku maszyn, że po prostu nie da rady się ścigać. Po tej sytuacji sporo mówiło się o zachowaniu Duńczyka, który nie został z drużyną, tylko poszedł do swojego busa, gdzie się zamknął i na mecz już nie wrócił. Pedersenowi zarzucano przez to brak profesjonalizmu oraz to, że nie interesuje się w ogóle losami drużyny i wynikiem spotkania. Jak się jednak okazuje, kolegom z drużyny ta sytuacja w ogóle nie przeszkadzała.
– Fajnie gdyby został z zespołem, ale jako zawodnik rozumiem jego rozczarowanie. Na pewno nie był zadowolony. Każdy radzi sobie z emocjami inaczej – powiedział ze zrozumieniem Max Fricke.
– Mi jest obojętnie. Może cała drużyna z parkingu wyjść i dopiero wtedy zauważę. Nikogo to nie obraziło i nikomu to nie zrobiło problemów raczej – tak z kolei do całej sytuacji na potrzeby serialu wypowiedział się Gleb Czugunow.
Bronił też się sam Nicki Pedersen. 46-latek nie rozumie, dlaczego miałby zostać w parku maszyn, skoro po prostu nie czuł się na siłach. Trzeba przyznać, że tego dnia wielu kibiców, a także ekspertów i dziennikarzy zapomniało o fakcie, że też jest on tylko człowiekiem i zwyczajnie potrzebował spokoju oraz odpoczynku.
– Czułem się źle, dlatego nie miałem takiej pewności siebie, by komukolwiek pomagać. Musiałem pójść do busa i się położyć, bo czułem się chory. Byłem oszołomiony i słaby. Może kibice powinni wsiąść na motocykl albo pomóc komuś. Kiedy są chorzy, to też idą do domu po pracy, jeśli muszą odpuścić. Nie zostają w pracy i nie zajmują się innymi, tylko idą do domu. To samo zrobiłem ja. Poszedłem do busa, położyłem się i próbowałem odpocząć – wytłumaczył 46-latek.
Ze słów samego Duńczyka, ale przede wszystkim jego dwóch kolegów z drużyny jasno wynika, że żużlowców nie do końca interesuje, czy niezdolny do kontynuowania jazdy w zawodach zawodnik jest w parku maszyn i służy radą, czy też nie. W przypadku meczu w Krośnie z końca kwietnia zbyt dużo cierpkich słów zostało wypowiedzianych na temat zachowania Nickiego Pedersena. Odpowiedzialność, jaką niesie za sobą bycie kapitanem nigdy nie jest bowiem większa od złego samopoczucia, zwłaszcza po tym, ile problemów ze zdrowiem miał w ostatnim czasie utytułowany Duńczyk.
MAGAZYN ŻUŻLOWY Best Speedway TV
- Żużel. W Ostrowie uczcili pamięć zmarłego zawodnika! Nie zabrakło osób ze środowiska żużlowego
- Leon Madsen jasno o swoim transferze „Zawsze chciałem jeździć dla Falubazu”
- Żużel. Tak minął nam transferowy tydzień: Koniec sagi z Miśkowiakiem, Kurtz we Wrocławiu!
- Kolejarz Opole ogłasza następny powrót! Coraz bliżej zamknięcia składu
- Żużel. Oskar Hurysz o rzeczach do poprawy i współpracy z trenerem