Oda do żużla Michała Korościela ,,Nie umiałem sobie wyobrazić, żeby kiedyś nie być bardzo blisko tego sportu”

Autor: Jakub Tarczykowski
Oda do żużla Michała Korościela ,,Nie umiałem sobie wyobrazić, żeby kiedyś nie być bardzo blisko tego sportu”
Michał Korościel jest bez wątpienia postacią znaną sympatykom sportu żużlowego. Głos komentatora stacji Eleven Sports towarzyszy kibicom podczas piątkowych spotkań PGE Ekstraligi i dodaje barwy emocjonującym zawodom. Mało osób jednak wie, jak wyglądały początki popularnego redaktora z czarnym sportem. W wywiadzie dla Best Speedway TV Korościel zdradza, kiedy zakochał się w żużlu, czy ponownie odsłuchuje swoje transmisje, a także czemu, jego zdaniem, bycie całkowicie obiektywnym nie zawsze idzie w parze z byciem przyciągającym dla wielbicieli sportowej rywalizacji przed telewizorem.
Best Speedway TV: W komentowanych przez Pana meczach żużlowych, czuć zdecydowanie dużą pasję i zaangażowanie. Od kiedy rozwinęło się u Pana zainteresowanie czarnym sportem?
Michał Korościel redaktor stacji Eleven Sports : Precyzyjnie mogę powiedzieć, że było to w 1991 roku, kiedy to po raz pierwszy byłem na żużlu. Miałem wtedy 7 lat, po czym jak zobaczyłem jakie to jest fajne, to od razu się zakochałem. Właściwie już chyba wtedy wiedziałem, że moje życie będzie w jakimś stopniu związane z żużlem. Nie umiałem sobie wyobrazić, żeby kiedyś nie być bardzo blisko tego sportu.
Pamięta Pan może, jaki to był mecz?
-Jasne! To był Morawski Zielona Góra kontra Unia Tarnów.
Z tego co Pan mówi, była to miłość od pierwszego wejrzenia.
-Dokładnie tak. Pamiętam, że Lars Gunnestad tego dnia jeździł na jednym kole, co mi małemu chłopcu, bardzo się spodobało. W Unii z kolei występował Nowozelandczyk Mitch Schirra, który jechał bardzo dobre spotkanie i w zasadzie jako jedyny stawiał opór drużynie z Zielonej Góry. To właśnie wtedy zaczęła się ta miłość.
Bardziej spodobała się Panu ta atmosfera, czy tych czterech matadorów, którzy ścigali się po czarnym torze?
-Chyba wszystko. Atmosfera też miała na to wpływ, gdyby zawodnicy jeździliby dookoła, a nie byłoby nikogo na trybunach i siedzielibyśmy z moim ojcem w ciszy, to pewnie nie udzieliłoby mi się to tak bardzo. Wszystko to składa się na widowisko i nie potrafię powiedzieć, który element bardziej, ja po prostu wchłonąłem to jako całość.
To właśnie tata zabrał Pana pierwszy raz na zawody?
-Właśnie jestem takim przykładem standardowego wejścia w sport żużlowy, czyli zabiera cię tata, dziadek, wujek, ktokolwiek kto chce cię w to środowisko wciągnąć. Mojego ojca z kolei zabrał jego starszy brat. Potem już sam namawiałem tatę, żebyśmy jeździli, następnie chodziłem i bez niego. Tak to się właśnie zaczęło i niech trwa do ostatnich moich dni.
W swojej dziennikarskiej karierze skomentował Pan już wiele wydarzeń sportowych, ale czy istnieje takie, którego nie miał pan okazji prowadzić, a zdecydowanie Pan o tym marzy?
-Wydaje mi się, że marzy to za duże słowo. Skomentowałem już Mistrzostwo Świata Bartosza Zmarzlika, wspaniały finał Drużynowego Pucharu Świata na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu w 2023 roku, także zrobiłem już większość rzeczy. W związku z tym, że relatywnie dopiero zacząłem komentować skoki narciarskie, to nie miałem okazji skomentować czegoś wielkiego z udziałem Polaka. Wracając do żużla, jest to trochę uzależnione od technicznych rzeczy, ponieważ jestem zatrudniony w stacji Eleven Sports.
Fajnie byłoby skomentować finał Drużynowych Mistrzostw Polski, ale jest transmitowany przez Canal +, więc są uwarunkowania, których nie da się czasami przeskoczyć. Chciałbym również zrelacjonować w telewizji finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, ponieważ jak na razie prowadziłem z tych zawodów jedynie transmisję radiową w 2007 roku z ramienia Radia Zielona Góra i bardzo mi się podobało. Większość więc marzeń komentatorskich już zrealizowałem, ale cały czas gonię i kombinuję, by zrobić coś lepiej. – mówi Korościel
Czy po zakończonej transmisji, ogląda Pan powtórki i słucha swojego komentarzu?
-Bardzo rzadko. Zdarza się, jak czuję, że w moim mniemaniu podczas transmisji coś było mocno nie tak. Nie chodzi o to, żeby odsłuchiwać wtedy, kiedy myślisz, że było coś dobrze po to by nakarmić ego. Jak wiesz, że zrobiłeś coś kiepsko, to zdecydowanie słucha się tego źle, ale trzeba odrobić taką pokutę i sprawić, żeby następnym razem było po prostu lepiej.
Czy fakt, że komentuje Pan mecze, sprawia, że ogląda Pan te nierelacjonowane przez siebie spotkania dla czystej zabawy i kibicowania, czy przestawił się Pan bardziej w tryb analityczny?
– Nie, zdecydowanie nie. Kiedyś się tego bałem, że może się tak stać, kiedy wchodzi się głębiej w to środowisko. Wtedy twoi bohaterowie przestają być tylko herosami, a okazują się zwykłymi ludźmi i poznaje się różne historie o nich, które ich odbrązawiają. Mimo że teraz nie jestem tak zapatrzony w żużlowców, jak miałem te 7 lat, to zdecydowanie nie straciłem tej miłości do tego sportu, dalej to oglądam dla radości. Dwa lata temu, kiedy byłem w Cardiff, po zakończonych kwalifikacjach Jarek Pabijan zaproponował, że pojedziemy do Oxfordu na mistrzostwa par drugiej ligi angielskiej. Strasznie się ucieszyłem, że przed Grand Prix mogłem pooglądać zawody na brytyjskich torach. Cały czas mnie to mega fascynuje.
Co Pana zdaniem jest najtrudniejsze w pracy komentatora?
-Z mojego punktu widzenia najtrudniejsza i najważniejsza jest koncentracja. Wynika to z faktu, iż emocje, całe show, widowisko wciąga i można nie zauważyć wielu rzeczy. Na przykład przegapić, że ktoś przejechał dwoma kołami białą linię, albo sędzia dał ostrzeżenie dla jakiegoś zawodnika, po czym zastanawiasz się, dlaczego tak, a nie inaczej. Trzeba czerpać z tego radość, ale mimo wszystko mieć z tyłu głowy myśl, że jesteś w pracy i musisz zauważać te detale. Wszystko po to, by siedzący przed telewizorem kibic mógł dostać, oprócz rozrywki, garść rzetelnych informacji, które pomagają w zrozumieniu tego co się dzieje.
Jak udaje się Panu być obiektywnym podczas zawodów żużlowych i nie faworyzować jednej z drużyn?
– To dość niepopularna opinia, ale nie przeceniałbym strasznie tego obiektywizmu. U nas cały czas się mówi, bo ten kibicuje tej drużynie, a tamten innej. Ja mówiąc szczerze wolę, jak komentator jest lekko nieobiektywny, ale atrakcyjny, emocjonujący niż mega obiektywny i bezstronny, ale przy tym zwyczajnie nudny. Moim zdaniem już nieobiektywnym jest powiedzieć, że w danym biegu Lambert jedzie ładniej niż Hampel. Obiektywnym byłoby skomentować, że Lambert jedzie przed Hampelem, bo taka jest prawda i bezdyskusyjny fakt. W momencie, gdy mówimy ,,ładniej”, ktoś mógłby rzec, że dla niego ładniej jedzie Hampel, mimo że jest z tyłu. Rzeczywiście jednak nie można w telewizji ogólnopolskiej jawnie komuś kibicować, gdyż jest to po prostu niedopuszczalne.
Jednakże, jeżeli jakaś drużyna jedzie lepiej, bardziej się stara, fajniej wyprzedzają, to po prostu siłą rzeczy ten komentator trochę sercem jest z nimi. Czasem jednak jest na odwrót i solidaryzuje się z drużyną, która odrabia straty, bo chce, żeby mecz był na styku i dostarczał jeszcze większych emocji. Dostałem parę zarzutów po półfinałowym meczu Apator Toruń kontra Motor Lublin, że byłem stronniczy dla Torunia. Nie tyle, co kibicowałem Apatorowi, co podobała mi się ich przewaga punktowa, ponieważ doskonale wiedziałem, że rewanż jest w Lublinie i im więcej Toruń wygra, tym druga odsłona spektaklu będzie po prostu ciekawsza. Rozumiem więc, że kibice Motoru mogli mieć do mnie pretensje, ale staram się tego unikać.
Wyobraźmy sobie, że mógłby Pan złożyć, swoim zdaniem, idealnego żużlowca. Biorąc pod uwagę cztery czynniki tzn. starty, jazda po zewnętrznej, jazda przy kredzie, waleczność, to, od jakich zawodników wziąłby Pan te cechy?
– Starty wziąłbym od Grega Hancocka, a waleczność od Bartosza Zmarzlika. Jeżeli chodzi o jazdę, to umiejętności walki się przy kredzie pożyczyłbym od Patryka Dudka, natomiast rozpędzania się po zewnętrznej od Tomasza Golloba.



- Żużel. Pomoc Stanisława Chomskiego nie przyniosła skutków
- Żużel. Były mistrz świata wierzy w sukces beniaminka? „Możemy wprowadzić tutaj team spirit”
- Żużel. Paweł Przedpełski po debiucie w barwach Stali Rzeszów. Nowe doświadczenia dla Polaka
- Żużel. Historia, która wraca, jak bumerang „Nie chciałbym dostać w gębę za to, że zmieniłem barwy klubowe”
- Żużel. Triumfowali na inaugurację. Czy zdołają sprawić kolejną niespodziankę?