Grand Prix na żużlu oczami Michała Korościela „Ja wręcz uważam, że jest coraz atrakcyjniej, tylko oczekiwania kibiców są coraz większe.”
Autor: Edyta Wojdeł
Grand Prix na żużlu oczami Michała Korościela „Ja wręcz uważam, że jest coraz atrakcyjniej, tylko oczekiwania kibiców są coraz większe.”
Czy ponowne zwycięstwa Bartosza Zmarzlika w cyklu Speedway Grand Prix, to już nuda? Z pewnością, nie jeden sympatyk żużla zadaje sobie to pytanie. Czy brak nam żużlowych emocji w zmaganiach o tytuł Mistrza Świata, czy po prostu nasze oczekiwania są coraz większe? W opinii Michała Korościela ewentualnym problemem jest zdecydowanie to drugie.
„Przyszedł Zmarzlik i pomógł obronić Motorowi tytuł Drużynowego Mistrza Polski”, „Nic dziwnego, że znowu wygrali, skoro mają w swojej drużynie kilkukrotnego Mistrza Świata”, „Mają Zmarzlika, to wygrywają, to jest już nudne”. To zaledwie nieliczny odsetek opinii sympatyków sportu żużlowego, którym najwyraźniej, zarówno w drużynowych rozgrywkach, jak i tych indywidualnych, brakuje wystarczającej dawki emocji i zwrotów akcji.
Gość magazynu Best Speedway Tv i wieloletni komentator sportowy, nie zgadza się jednak z opinią, iż żużel staje się nudny. Według Michała Korościela w sporcie taki stan rzeczy jest naturalny i to w nie jednej dyscyplinie, nie znaczy to jednak, że występuje niedobór emocjonującej rywalizacji.
– Nie, absolutnie nie. Trzeba by sprawdzić na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. 93-95 wygrywała Sparta, czy wtedy była nuda? No nie, wszyscy mówili „O lata 90′ jest taki super Speedway”, a teraz Motor Lublin dopiero dwa razy z rzędu wygrał. Wcześniej Unia Leszno wygrała cztery razy z rzędu. W siatkówce zdarzało się, że SKRA Bełchatów wygrywała 7 czy 8 razy z rzędu i to były czasy kiedy polska liga siatkówki miała największą oglądalność. Także absolutnie nie zgodzę się, że zmierzamy w stronę nudy.
Przez wielu lubiany i szanowany Koro słusznie i wyraźnie zaznacza, że wszystko jest kwestią naszych oczekiwań.
– Ja wręcz uważam, że jest coraz atrakcyjniej, tylko oczekiwania kibiców są coraz większe.
Dodatkowo komentator, bardzo trafnie przytacza parę przykładów, którymi kiedyś się fascynowano, a które dziś nie robią na żużlowych fanach aż tak wielkiego wrażenia. Sytuacja ta dotyczy w szczególności rozgrywanego od lat cyklu Speedway Grand Prix, który bez wątpienia przeszedł już bardzo wiele modyfikacji, mających na celu urozmaicenie i dostarczenie jak największej dawki emocji sympatykom czarnego sportu.
– Włącz sobie na YouTube finały Mistrzostw Świata z Goeteborga z 90 roku, taki owiany jakąś wielką sławą, że taki był super. Ja to kiedyś obejrzałem całe, w zimie oglądam czasami, tam się nic nie działo. Gdybyśmy dzisiaj dostali taki finał Grand Prix wszyscy by powiedzieli „O rety, co to Discovery robi z żużlem”. Albo np. finał z początku lat 80′ z Los Angeles, gdzie Bruce Penhall wygrywał po raz drugi w 82 roku. Tam też się nic nie działo, najciekawsze, to było to, że żużlowców do prezentacji przywiozły karety ciągnięte przez konie. Także moim zdaniem to nie prawda.
Czego zatem tak naprawdę oczekujemy od żużlowych zmagań? Emocjonujących wyścigów? Walki na najwyższym poziomie? Nowych twarzy? Bez wątpienia wszystkiego po trochu. Z pewnością ostatnie z sugerowanych oczekiwań jest najtrudniejsze do spełnienia. Nie możemy bowiem zapominać, że założeniem cyklu Speedway Grand Prix jest rywalizacja pomiędzy najlepszymi światowymi, żużlowymi zawodnikami.
Trudno zatem spodziewać się nieustających i zaskakujących roszad. Nie ma przecież możliwości, że jeśli ktoś znajduje się wśród najlepszych żużlowców w danym roku, to już w kolejnym, jego miejsce nagle zajmie inny zawodnik. Gwiazdy speedwaya przychodzą i odchodzą, oczywiście, jednak nie następuje, to w tempie światła i z tym musimy się po prostu pogodzić. Nie można zatem ująć słuszności kolejnych słów Michała Korościela, dotyczących naturalnej i powtarzalnej rotacji w cyklu Speedway Grand Prix.
– A czy wyznacznikiem poziomu Grand Prix jest to, że ściga się w nim, aż dziewięciu Mistrzów Świata? No dzisiaj wiadomo, że nie będzie się ścigać dziewięciu, no bo cztery z ostatnich pięciu edycji wygrał jeden facet, a tą piątą wygrał ten gość, który teraz nie może jeździć, ponieważ taka jest sytuacja polityczna na świecie. Popatrz, ale cztery z pięciu wygrał Zmarzlik i mówimy, że nuda. To wytnijmy lata 1998-2002, Rickardsson tam wygrał cztery z pięciu 98, 99, zrobił przerwę na 2000 rok na Lorama i wygrał 2001, 2002, czyli dokładnie tak jak Zmarzlik. Czy wtedy była nuda? Nie, mówiliśmy „O, ale super Speedway”.
Ciężko jednak zmienić mentalność sportowych kibiców i analizując historię sportu żużlowego, można łatwo dostrzec, zawsze występujące, dwie grupy. Tych, których cieszą wielokrotne triumfy oraz tych, którzy uznają je za wyznacznik monotonii. Jak mówi stare porzekadło „Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził”. Tak było, jest i będzie, niezależnie od faktycznej dawki emocji płynącej z żużlowych torów. Takiego stanu rzeczy z pewnością nikt nie jest w stanie dostrzec lepiej od sportowego komentatora.
– A za 15 lat powiem Ci, co się będzie działo. Za 15 lat, ktoś inny będzie jeździł w Grand Prix, będzie jeździł pewnie Mateusz Cierniak i ktoś, kogo nazwiska dzisiaj jeszcze może nawet nie znamy i zaczniemy przeglądać archiwa i zobaczymy Bewley, Zmarzlik, Doyle, Woffinden „Wtedy to była paka, teraz, teraz to nie ma”. Po prostu w naturze człowieka leży mitologizowanie przeszłości i będziemy to robić, ale ja nie zamierzam iść w tym korowodzie.
MAGAZYN ŻUŻLOWY Best Speedway TV
- Żużel na żywo. Gdzie oglądać mecz o brązowy medal PGE Ekstraligi?
- Żużel. Wiara zaprowadzi ich do medalu? Pożegnalny mecz Woźniaka w Stali! [ZAPOWIEDŹ]
- Dwa powroty, debiutant i Polak w stawce FIM Speedway Grand Prix 2025
- Brady Kurtz wygrywa Grand Prix Challenge 2024! Kubera na dłużej w cyklu [RELACJA]
- Groźny upadek podczas Grand Prix Challenge w Pardubicach. Niemiec na noszach