GKM Grudziądz przetrwał trudny moment i dokonał niesamowitego „Nie daliśmy się zepchnąć z krawędzi”
Autor: Krzysztof Choroszy
GKM Grudziądz przetrwał trudny moment i dokonał niesamowitego „Nie daliśmy się zepchnąć z krawędzi”
Bayersystem GKM Grudziądz ma za sobą bardzo udaną kampanię ligową. W rozgrywkach żużlowej Ekstraligi Gołębie osiągnęły historyczny sukces w postaci upragnionego awansu do fazy play-off. Sam sezon nie był dla drużyny z Grudziądza tylko pasmem sukcesów i pojawiły się podczas niego również słabsze momenty. O jednym z nich dla mediów klubowych wypowiedział się menadżer zespołu, Robert Kościecha.
Były żużlowiec w 2024 roku zadebiutował w roli szkoleniowca pierwszego zespołu i śmiało można stwierdzić, że poradził sobie bardzo dobrze. Kościecha miał spory wpływ na drużynę i wprowadzał do niej kapitalną atmosferę w połączeniu z dobrymi wynikami. Jego pracę docenili również kibice, gdyż wygrał on Szczakiela dla najlepszego trenera w głosowaniu fanów. Dla trenera wejście w buty menadżera było spełnieniem marzeń.
– Chyba spełnienie marzeń. Na pewno gdzieś tam zacząłem tę pracę 9 lat temu jako trener młodzieży, gdzieś tam co roku uczyłem się, żeby w końcu w tym roku objąć pierwszą drużynę i to na pewno takie spełnienie marzeń, bo nie przyszedłem tutaj w danym roku i od razu zostałem pierwszym trenerem, tylko byłem 6 lat trenerem młodzieży, więc powoli do tego się przyzwyczajałem – powiedział trener GKM Grudziądz.
Robert Kościecha nie jest w Grudziądzu postacią, która przy okazji zostania menadżerem, pojawiła się w zespole z dnia na dzień. Wcześniej pracował on bowiem jako trener młodzieży i znacznie przyczynił się do tego, jak obecnie prezentują się juniorzy Gołębi. Prowadzenie pierwszej drużyny było kolejnym etapem jego trenerskiej ewolucji.
– Z prezesem Marcinem Murawskim nie raz o tym rozmawialiśmy. Taki miał plan jeszcze rok prędzej, ale mówił, że jeszcze nie ten czas. Poczekaliśmy, w tamtym roku na jesień złożył mi taką propozycję. Ja się bardzo ucieszyłem. Na pewno duże wyzwanie dla mnie, bo ty zawsze jesteś tym drugim, a tu teraz masz wszystkich pod sobą. Jesteś tym pierwszym, za wszystko odpowiadasz. Druga sprawa jesteś też od młodzieży, bo to nie było tak, że tę młodzież odstawiłem, zawsze byłem przy młodzieży przez cały rok, więc dużo obowiązków, ale ja się z tego bardzo cieszę – stwierdził.
Jeden z najtrudniejszych momentów dla debiutującego trenera i prowadzonej przez niego ekipy miał miejsce już na pierwszym etapie zmagań. Wtedy to kontuzji doznał Jason Doyle, który sezonu nie mógł zaliczyć do udanych. W czwartej kolejce pokazał się jednak z dobrej strony i wydawało się, że może wrócić na właściwe tory, stając się liderem GKM-u. Takie plany przerwały wiadomości napływające z Wielkiej Brytanii.
– Chyba tak, bo sytuacja jest tego typu, że Jason Doyle mistrz świata ścigany był do Grudziądza, żeby być liderem. Ten początek nie był za dobry w jego wykonaniu. My się staraliśmy mu pomagać. Później był już mecz z Lesznem, więc już mówimy, że powoli wraca nam Jason, z tego się bardzo cieszyłem. No i informacja, że w Anglii wyleciał za bandę, ma uszkodzony bark. Jeszcze parę dni nie było wiadomo, czy będzie mógł jeździć, czy nie – wspominał Robert Kościecha.
Ostatecznie Jason Doyle doznał kontuzji barku, a diagnoza była wprost fatalna. Mistrz świata z 2017 roku musiał bowiem poddać się operacji, a co za tym idzie zakończyć swój udział w tegorocznych zmaganiach. GKM Grudziądz mógł korzystać co prawda z zastępstwa zawodnika, ale dyspozycja pozostałych żużlowców nie była idealna. Wtedy nikt w obozie grudziądzan nie mógł być pewny dalszych losów kampanii.
– To na pewno był bardzo trudny moment, ponieważ nie wiedzieliśmy, co i jak. Zz-tka daje możliwość, powiedzmy trzech-czterech biegów dobrych, brakuje ci na biegi nominowane. Wiadomo jeszcze zawodnicy nasi nie byli w takiej super dyspozycji. Na pewno była to duża zagadka, później jak wszystko się potoczyło, każdy wie. Przyszedł do nas Michael i odmienił naszą drużynę, ale to był najgorszy moment w 2024 roku – przyznał.
Wtedy wiele osób wskazywało, że to właśnie zespół z Grudziądza po rundzie zasadniczej pożegna się z PGE Ekstraligą i spadnie do niższej klasy rozgrywkowej. Stało się jednak zupełnie inaczej, a Michael Jepsen Jensen odmienił zespół, stając się obok Maxa Fricke’a jego liderem. Grudziądzanie dopięli swego i pokazali później, na co ich stać.
– Większości ludzi w Polsce mówiła, że już jesteśmy skazani na spadek, że nie ma szans. Nawet jak Jepsen Jensen przyszedł to nas, to było wiadomo, że to zawodnik pierwszoligowy. On będzie nam robił po pięć punktów, że może tam jakieś mecze wygramy, ale liga jest bardzo wyrównana. Wszyscy eksperci nam dawali spadek, ale pokazaliśmy naprawdę, że ten Gołąb jest bardzo mocny i nie daliśmy się zepchnąć z krawędzi – przypomniał Kościecha.
GKM Grudziądz razem z Michaelem Jepsenem Jensenem w składzie prezentował się bardzo dobrze i wygrał kilka spotkań, co miało przełożenie na duży sukces. Na koniec rundy zasadniczej wyszarpali oni bowiem upragniony awans do fazy play-off, gdzie jednak odpadli z Betard Spartą Wrocław i zakończyli swój udział w rozgrywkach.
- Speedway Grand Prix 4 awansowane do rangi mistrzowskiej. Ważne informacje od organizatorów
- Kiedy rusza PGE Ekstraliga 2025? Niedługo poznamy odpowiedź!
- Polonia Bydgoszcz przedstawiła kapitana! Poprowadzi klub do awansu?
- Quo vadis Speedway?! PZM kontra FIM
- Polacy wyróżnieni na gali FIM. Zmarzlik i Przyjemski wśród gwiazd