„Dziwi mnie zachowanie niektórych zawodników” – czyli o specyficznych aspektach czarnego sportu
Tory żużlowe. Przyczepne czy twarde? Odpowiednio lub nieco gorzej przygotowane. Zależne od pracy ludzi, ale również w dużej mierze od czynników atmosferycznych. Jednym zdaniem, temat jak rzeka długi i szeroki. Przewijający się w każdym sezonie. Kwestie, na które wpływ jest, bądź też nie. Co zatem zaskakuje w tej materii Andrzeja Lebiediewa? O tym opowiedział on na łomach Magazynu Best Speedway Tv.
Kontakt: redakcja@bestspeedwaytv.pl
Pytanie o preferowany rodzaj toru, przyczepny lub twardy, zna chyba doskonale każdy zawodnik. Jak w wielu różnych kwestiach tak i w tej, opinie wśród zawodników zawsze są podzielone. Jedni zdecydowanie bardziej preferują jazdę po „desce do prasowania”, inni natomiast, a wśród nich Andrzej Lebiediew, owale, które potrafią stanowić odrobinę większe wyzwanie.
– Lubię przyczepne tory. Też od strony sprzętowej, bo na przyczepniejszych torach łatwiej dopasować sprzęt, a sił mi nie brakuje. Nie boję się żadnych kolein czy dużej nasypanej.
W ostatnich czasach w Polsce ustalono wiele konkretnych zasad dotyczących przygotowania żużlowych torów, w szczególności pod zawody ligowe. Niestety niejednokrotnie czynniki atmosferyczne sprawiają, iż wcześniej doskonale wypracowana nawierzchnia staje się odrobinę mniej komfortowa, a niekiedy wręcz niezdatna do użytku. Czasami jednak pretensjonalność samych zawodników, a w szczególności tych, którzy jeżdżą również w ligach zagranicznych, zdecydowanie daje do myślenia.
– Dziwi mnie zachowanie niektórych zawodników, którzy przyjeżdżają do Szwecji. Nie mają żadnego problemu jeżdżąc w Eskilstunie i popadający deszcz, przez półtorej godzinki i za cztery godziny do meczu w Polsce, to jemu już przeszkadza. Dla mnie to jest jakiś absurd i on po prostu biega i krzyczy, że na tym torze nie da się jechać i tak dalej, a w Szwecji nie ma żadnych pytań o kwestie przygotowania toru. To jest dla mnie bardziej dziwne. Czy tam, za trzy grosze jechać do Danii i jechać po kartoflisku, takim że kaski tylko wystają, a potem narzekać na tory w Polsce.
To na co zwrócił uwagę Lebiediew zastanawia zapewne nie jednego fana czarnego sportu. Jedni sądzą, że wymagania rosną wraz z otrzymywanym wynagrodzeniem, inni winą obarczają fakt zimnej kalkulacji, który wywołany jest tym co, gdzie można osiągnąć. W Szwecji czy Danii mówimy głównie o tytułach mistrza, bez wątpienia ważnych, ale jednak nie tak prestiżowych jak możliwość awansu do wyższej klasy rozgrywkowej, czy tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Wiadomym jest, że w miarę jedzenia apetyt rośnie i każdy z zawodników bez wątpienia chciałby wypadać jak najlepiej, ale trzeba przyznać, że cała sprawa lekko zawiewa hipokryzją.
W rozmowie z Best Speedway Tv u Andrzeja Lebiediewa ewidentnie można nadal wyczuć żal z powodu walkoweru jaki przytrafił się Cellfast Wilkom Krosno w ubiegłym sezonie. Nic zresztą dziwnego, bo temat ten pomimo zakończonego sezonu i awansu do PGE Ekstraligi w pewnych kręgach jest i prawdopodobnie jeszcze długo będzie żywy.
– Chodzi mi o to, że to po prostu nie organizatorzy przecież przegapili przygotowania toru, to kwestia pogody i tak dalej, różnych rzeczy. Materiał się nie związał trochę i że nikt nie chciał. Wiadomo, że są przesady, to też uważam, że dużo takich jest sytuacji. Chodzi po prostu o to, że jak wiadomo, że przekombinowałeś, to przekombinowałeś, ale jak to nie człowiekiem zrobione i wygląda, to dosyć dobrze, to czemu nie jechać? Po co jeszcze raz wracać na to samo miejsce?
Dodatkową bolączką, prawdopodobnie nie tylko Lebiediewa, ale wielu zawodników, jest fakt, jak niejednokrotnie mało do powiedzenia w tej kwestii mają sami żużlowcy. Pomimo tego, że to właśni oni mają zmagać się z tak, czy inaczej, przygotowaną nawierzchnią. Nie raz bowiem bywały spotkania, w których sprzęt drużyny przyjezdnej nawet nie wjechał do parku maszyn. Natomiast opinie wydawali jedynie wyznaczeni do tego „fachowcy” i tylko w oparciu o tak owe, zapadały sędziowskie decyzje.
– Ja zawsze mówię, że my jesteśmy głównymi aktorami tego cyrku. Kiedy sędzia decyduje o tym, że albo jedziemy, albo nie jedziemy i nikt nie myśli o tym, co myślą sami zawodnicy, którzy będą wyjeżdżali na ten tor, bo ludzie w marynarkach nie będą wyjeżdżali.
Tak czy inaczej każdy „cyrk” ma swojego zarządcę i wygląda na to, że póki co, nawet ci jego główni aktorzy, nadal będą musieli się mu podporządkowywać.
fot. Pascal Lindh
- Tomasz Bajerski kontra Golaj czyli nierówna walka z pogodą, torem i czasem
- PLATINUM Motor Lublin – podsumowanie konferencji (galeria)
- Wiadomo kiedy pierwszy wyjazd na tor w Gdańsku
- Trener Unii Tarnów wierzy w swoją drużynę
- Sajfutdinow po pierwszym treningu: To jest drużyna z potencjałem na walkę o mistrzostwo Polski