Tomasz Gapiński – „Przepraszamy kibiców, zarząd, sponsorów, za tak słaby sezon w naszym wykonaniu”
Autor: Edyta Wojdeł
Spis treści
Tomasz Gapiński – „Przepraszamy kibiców, zarząd, sponsorów, za tak słaby sezon w naszym wykonaniu”
W minioną niedzielę drużyna H. Skrzydlewska Orzeł Łódź zakończyła sezon w 1. Lidze Żużlowej. W tym roku, jedyne co udało się wywalczyć Orłom i to na dodatek przy sprzyjających wynikach, ze strony innych pierwszoligowych drużyn, to utrzymanie, na średnim szczeblu polskich rozgrywek żużlowych, na kolejny sezon.
Bez wątpienia dla łódzkich Orłów nie był to udany rok. Prowadzony w tym sezonie przez Marka Cieślaka zespół, niejednokrotnie ewidentnie miał trudności ze zdobywaniem jakkolwiek znaczącej liczby punktów, zarówno na własnym owalu, jak i podczas meczy wyjazdowych. Łodzianom, co prawda udało się utrzymać w 1. Lidze Żużlowej, pomimo porażki z Bydgoszczą. Jednakże ich losy, finalnie rozstrzygnęła dopiero przegrana PSŻu Poznania w Niemczech. Po niedzielnym i zarazem ostatnim spotkaniu H. Skrzydlewska Orła Łodzi, swoimi przemyśleniami podzielił się z nami kapitan łódzkiej drużyny – Tomasz Gapiński.
Felerna kontuzja
Tomasz Gapiński swoje pierwszoligowe żużlowe zmagania, w tym roku zakończył niestety jeszcze wcześniej, niż cała reszta drużyny łódzkich Orłów. Po felernym upadku podczas meczu z rybnickim ROWem doznał poważnych złamań obydwu rąk. Chociaż chęci nie brakowało, a prognozy i założenia były bardzo optymistyczne, włącznie nawet z awizowaniem zawodnika na ostatni mecz Orła, to finalnie kapitan nie mógł jednak wesprzeć zespołu na torze.
– Z dnia na dzień lepiej jest, ale niestety w czwartek była konsultacja medyczna i wspólnie z lekarzem, z prezesem, z trenerem, podjęliśmy decyzję, że jednak jeszcze musze odczekać te dwa, trzy tygodnie. Nie ma jeszcze zrostu w tej lewej dłoni. Prawa już się zagoiła w stu procentach, a niestety ta lewa bardziej uszkodzona, no nie jest jeszcze zagojona i istniało ryzyko aby ta kontuzja gdzieś tam się odnowiła i wiadomo by później się bardziej nie męczyć z tą kontuzją, więc po prostu podjęliśmy decyzję, że daję sobie spokój.
Bez wątpienia, nie takiego przebiegu spraw oczekiwali wszyscy, jakkolwiek związani z łódzką drużyną. Zupełnie inne plany miał również sam Tomasz Gapiński, który podkreślał, że był w pełni nastawiony i przygotowany na ponowny wyjazd na tor. Jednakże czasami najtrudniejsze decyzje bywają najbardziej odpowiednie, a zdrowie jak by nie patrzeć, jest tylko jedno.
– Ja byłem przygotowany. Przyjechałem ze sprzętem swoim całym i byłem już nastawiony, że w czwartek wyjadę na tor, ale taką decyzję oczywiście wspólnie podjęliśmy i myślę, że jedyną słuszną, bo jednak zdrowie jest ważniejsze. Moje, moich kolegów, bo rywalizowaliśmy tutaj w bardzo ważnym meczu i wiele rzeczy mogło się zdarzyć.
Chociaż nie mógł jeździć, przez cały czas swojej absencji na torze, wspierał kolegów w parku maszyn. Zarówno podczas meczów domowych, jak i na wyjazdach, Tomasz Gapiński nigdy nie wychodził z roli prawdziwego kapitana. Można oczywiście gdybać na temat tego, czy gdyby drużyna H. Skrzydlewska Orzeł Łódź była kompletna, to sezon potoczyłby się dla niej inaczej. Jednakże jak zauważył sam główny zainteresowany, takiej gwarancji nigdy nie ma.
– Pewnie, że żałuję. Ta moja kontuzja, praktycznie połowę sezonu pauzowałem, nie mogłem pomóc drużynie, ale też nie wiadomo jak by było kiedy ja bym startował.
Nie tak miało być
Nikt nie zaprzeczy z pewnością temu, że tego sezonu Orzeł Łódź zdecydowanie nie może zaliczyć do udanych. Jednakże, jak powszechnie wiadomo „co się stało, to się nie odstanie”. Jak słusznie podkreślił Tomasz Gapiński, rozwiązanie może być tylko jedno – poprawić się na przyszłość.
– Słaby sezon w naszym wykonaniu, nie ma co się czarować i żałujemy, jest nam przykro z tego powodu. Trzeba się brać mocniej do roboty i poprawić te wyniki.
Co zatem zawiodło najbardziej? Chociaż Tomasz Gapiński, jak przystało na dobrego kapitana, znaczną część winy przypisuje oczywiście swojej niedyspozycji. Pomimo tego, uwadze 41-letniego żużlowca, zdecydowanie nie umknęły również rozchwiane możliwości pozostałych członków łódzkiego zespołu oraz brak zgrania.
– Ciężko teraz tak na bieżąco oceniać. Mówię przede wszystkim też moja kontuzja. Odjechałem bodajże siedem meczów i gdzieś tam może brakowało mojej osoby, no nie wiem. No wiadomo, każdy miał wzloty i upadki. Jak nie pojechał Niels, to pojechał Timo i tak było. Jak Niels jechał lepsze zawody, to Timo jechał gorsze i na odwrót. Ogólnie cała drużyna jechała sezon w kratkę. Mateusz Tonder też potrafił pojechać mecze na, nie wiem, jedenaście, dwanaście punktów, a następne na dwa, trzy i tu leży problem, że nie mogła cała drużyna się zgrać w odpowiednim momencie, abyśmy mogli skutecznie rywalizować z innymi zespołami.
W ostatnim spotkaniu z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, bardzo dobrze zaprezentował się, niezbyt często widywany w tym sezonie wśród Orłów – Tom Brennan. Wielu oglądających, to spotkanie zastanawiało się z pewnością, dlaczego potencjał ten nie został wcześniej, tak w pełni wykorzystany. Jak się okazało, znaczącą rolę odegrał napięty żużlowy terminarz oraz sprzęt.
– Miał dostać już tę szansę wcześniej, ale startował bodajże w Finlandii w tych Mistrzostwach Europy Par. Na tym meczu z Ostrowem, właśnie miał wtedy już startować w podstawowym składzie. Niestety te eliminacje i mała baza sprzętowa na Polskę sprawiła, że nie mógł wystartować z Ostrowem. Dzisiaj tę szansę otrzymał i wykorzystał, myślę, w stu procentach. Zakupił nowe silniki, było widać, że świetnie mu to dzisiaj idzie.
W połowie tego samego tygodnia, w podobny sposób, sezon zakończyła inna drużyna. Z tą różnicą, że na najwyższym szczeblu polskich rozgrywek żużlowych. Mowa oczywiście o GKMie Grudziądzu, który również po raz kolejny, nie załapał się na fazę play-off. Po tym spotkaniu jeden z Gołębi, a mianowicie Max Fricke, stwierdził, że kończenie sezonu na takim etapie to wstyd. Chociaż Tomasz Gapiński podziela opinię australijskiego kolegi, to jednak słusznie zauważył, że przy tegorocznej dyspozycji Orłów, może jednak było to tak zwane „mniejsze zło”.
– Każdy sportowiec. Ja tak samo to odczuwam, ale no mówię, patrząc ogólnie na całą dyspozycję zespołu, to powiem, że może lepiej, że ten sezon już skończyliśmy, bo nawet jak byśmy dzisiaj tu wygrali z Polonią, to trafilibyśmy na Falubaz. To wiadomo, co by się pewno wydarzyło przy takiej dyspozycji całego zespołu, więc może jednak lepiej, jak ten sezon się dla nas zakończył.
Doświadczony żużlowiec doskonale jednak zdaje sobie sprawę z tego, że zarówno dla fanów łódzkiego żużla, jak i działaczy, to wielki zawód.
– Szkoda tylko i wypada i przepraszamy kibiców, zarząd, sponsorów, za tak słaby sezon w naszym wykonaniu.
Co dalej?
Chociaż ligowa jazda już za Orłami, a sympatycznemu Gapie nie udało się w porę wrócić na tor, to jednak ten sezon całkowicie jeszcze się dla niego nie skończył, natomiast nad kolejnym jeszcze się nie zastanawia. Tomasz Gapiński przed sobą ma obecnie zupełnie inne priorytety.
– Na dzień dzisiejszy, to chcę się wyleczyć i wyjechać jeszcze na tor w tym roku, bo na pewno wyjadę. No, chyba że nie wiem, ta kontuzja, tej dłoni lewej, jeszcze się przeciągnie. No to wtedy nie wsiądę, ale będę chciał, może nie za wszelką cenę, ale na pewno, zakończyć ten sezon na motocyklu i do tego teraz będę dążył.
MAGAZYN BEST SPEEDWAY TV ONLINE!
fot. własna
- Żużel. Kuriozalne zawody w Bydgoszczy! Kolejność na podium wyłoniło losowanie
- Żużel. Niedługo premiera serialu o powrocie Patricka Hansena
- Żużel. Co z dalszą karierą Nickiego Pedersena? „Ciało czuje się dobrze, czuję się zdrowy”
- Jakub Kępa o sezonie 2024 – „stres pojawił się po pierwszym meczu w Toruniu”
- Jarosław Hampel pozostaje w Falubazie na przyszły sezon