Żużel. Czapka Kadyrowa, gwizdy dla Golloba i euforia w Częstochowie – wspominamy gorący finał IMP 2004
Finał IMP 2004 w Częstochowie: kontrowersje, wielkie emocje i złoto dla Walaska
Już 15 sierpnia 2025 roku na stadionie Krono-Plast Arena w Częstochowie rozstrzygnie się walka o tytuł Indywidualnego Mistrza Polski. To właśnie tam poznamy nowego mistrza kraju – zawodnika, który dołączy do elitarnego grona triumfatorów najbardziej prestiżowych zawodów indywidualnych w krajowym speedway’u.
Będzie to piąty finał IMP w historii rozegrany u stóp Jasnej Góry. Czekaliśmy na ten moment długo – poprzedni finał w Częstochowie odbył się 21 lat temu, w 2004 roku. I to właśnie do tamtych zawodów dziś wracamy we wspomnieniach…
Eliminacje pełne emocji
Zgodnie z ówczesnym, „tradycyjnym” regulaminem, finał Indywidualnych Mistrzostw Polski organizowała drużyna, która sięgnęła po złoto w poprzednim sezonie ligowym. A że w 2003 roku tytuł Drużynowego Mistrza Polski zdobył Top Secret Włókniarz Częstochowa (był to ostatni jak dotąd mistrzowski tytuł w historii częstochowskiego klubu), finał IMP 2004 naturalnie trafił pod Jasną Górę.
Finał zaplanowano na dzień 15 sierpnia – w samym środku wakacji i… w trakcie Letnich Igrzysk Olimpijskich w Atenach. Ale tego dnia oczy całej żużlowej Polski skierowane były nie na Grecję, a na stadion przy ul. Olsztyńskiej.
System kwalifikacji do finału IMP w 2004 roku wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie. Zamiast cyklu turniejów finałowych, jak mamy dziś, obowiązywała klasyczna drabinka eliminacyjna: cztery ćwierćfinały, dwa półfinały i finał. Ćwierćfinały odbyły się 3 czerwca w czterech miastach: Krakowie, Opolu, Krośnie i Łodzi. Z każdego z nich awansowało kilku (pięciu lub sześciu) najlepszych zawodników – a wszystko przez to, że spora grupa żużlowców miała już zapewniony udział w półfinale.
Żużel. Drużynowe Mistrzostwa Europy U24 – krótka historia „nowego” turnieju
Żużel. Działacz żużlowy, który walczył o Warszawę. Niezwykła historia Władysława Pietrzaka
W gronie rozstawionych znaleźli się Tomasz Gollob (Unia Tarnów), Damian Baliński i Rafał Dobrucki (obaj Unia Leszno), Rune Holta (Złomrex Włókniarz Częstochowa), Tomasz Bajerski i Wiesław Jaguś (obaj Apator Toruń), Jarosław Hampel (Atlas Wrocław) oraz Tomasz Jędrzejak (KM Intar Ostrów). Tę grupę utworzyła ósemka najlepszych zawodników finału IMP 2003, a dodatkowo pewne miejsce w półfinale otrzymał też Piotr Protasiewicz (również Apator) – jako stały uczestnik cyklu Grand Prix, (w poprzednim finale IMP był dopiero jedenasty). Oznaczało to, że nie było miejsca, by z każdego ćwierćfinału do kolejnej fazy awansowało „klasycznie” ośmiu zawodników i rezerwowy.

Jeden z czterech ćwierćfinałów rozegrano w Krakowie, na stadionie tamtejszej Wandy. Według relacji „Tygodnika Żużlowego”, na trybunach zjawiło się około 500 kibiców. Choć frekwencja nie powalała, to emocji nie brakowało. Awans do kolejnej rundy wywalczyli Robert Sawina (GTŻ Grudziądz), Piotr Świst (ZKŻ Zielona Góra), Łukasz Jankowski i Jacek Rempała (obaj Unia Leszno), Tomasz Gapiński (Atlas Wrocław) oraz Piotr Paluch (Stal Gorzów). Największym dramatem dnia była historia Karola Ząbika. Młody talent toruńskiego Apatora jechał po pewny awans, prowadził w swoim ostatnim biegu, ale upadł. Ostatecznie zajął dopiero ósme miejsce, co oznaczało pożegnanie z marzeniami o finale. Gdyby nie ten błąd – byłby w półfinale.
Również w Krośnie odbyła się jedna z eliminacji do finału IMP. Walka była zacięta, a awans do półfinałów wywalczyli Roman Chromik (RKM Rybnik), Grzegorz Walasek (Włókniarz Częstochowa), Krzysztof Stojanowski i Krzysztof Jabłoński (obaj Wybrzeże Gdańsk), Mariusz Staszewski (RKM Rybnik) oraz Łukasz Szmid (KSŻ Krosno) – miejscowy zawodnik, który sprawił miłą niespodziankę swoim kibicom. Warto zaznaczyć, że w tym turnieju doszło do kilku istotnych roszad. Szmid wskoczył do składu w miejsce Mirosława Kowalika, a Jabłoński zastąpił Janusza Kołodzieja. I obaj wykorzystali swoją szansę w stu procentach.
W łódzkim ćwierćfinale najlepszy okazał się Maciej Kuciapa z Rzeszowa. Obok niego awans do półfinału wywalczyli także Piotr Świderski (Atlas Wrocław), Grzegorz Knapp (TŻ Lublin), Robert Kościecha (Wybrzeże Gdańsk), Tomasz Rempała (Marma Rzeszów) oraz Piotr Dym (KM Intar Ostrów). Zawody w Łodzi miały jednak wyjątkowo smutny kontekst. W zawodach miał wziąć udział Rafał Kurmański (z numerem pierwszym na liście startowej). Niestety, jego nagła i tragiczna śmierć, do której doszło cztery dni przed turniejem (30 maja), wstrząsnęła całym środowiskiem żużlowym.
W Opolu stawka była jeszcze wyższa niż w pozostałych „ćwiartkach”, bowiem tylko pięciu najlepszych zawodników mogło cieszyć się z awansu do półfinału. Ostatecznie premiowane miejsca zajęli Artur Pietrzyk (KM Intar Ostrów), Mariusz Węgrzyk (RKM Rybnik), Robert Miśkowiak (Atlas Wrocław), Krzysztof Kasprzak (Unia Leszno) oraz Tomasz Chrzanowski (Wybrzeże Gdańsk). Ten ostatni musiał stoczyć dodatkowy bieg barażowy o piątą lokatę – pokonał w nim Marcina Rempałę z Unii Tarnów i to on mógł się cieszyć z dalszego udziału w walce o tytuł najlepszego żużlowca w Polsce.
22 lipca rozegrano dwa półfinały IMP – w Łodzi i Krośnie. Na obu torach nie brakowało emocji, ale to zawody w Łodzi skupiły szczególną uwagę kibiców i mediów. Z łódzkiego półfinału awans do wielkiego finału w Częstochowie wywalczyli Grzegorz Walasek, Piotr Paluch, Jarosław Hampel, Wiesław Jaguś, Tomasz Gollob, Damian Baliński, Roman Chromik oraz Piotr Świst. Wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami – faworyci nie zawiedli. Ale największe poruszenie wywołały wydarzenia poza torem.
Na trybunach zjawił się wówczas nie byle kto, a mianowicie Mariusz Pudzianowski, ówczesny dwukrotny mistrz świata Strongman i jedna z najpopularniejszych postaci w polskim sporcie. „Pudzian” wzbudzał ogromne zainteresowanie kibiców, nawet większe niż zawodnicy na torze. Prawdziwa burza przetoczyła się jednak przez trybuny przy prezentacji żużlowców. Gdy spiker wywołał nazwisko Tomasza Golloba, z trybun rozległy się… olbrzymie gwizdy. Dla wielu był to szok – przecież Gollob to legenda, reprezentant kraju, faworyt do zwycięstwa w zawodach. Ale kibice nie zapomnieli niedawnych wydarzeń, jakie zaszły w jednym z meczów ligowych.
O co chodziło? Dwa tygodnie wcześniej, podczas meczu ligowego Unia Tarnów – Apator Toruń, doszło do głośnego wówczas incydentu. W jednym z biegów Tomasz Bajerski ostro zaatakował Jacka Golloba, który upadł na tor. W odpowiedzi Tomasz Gollob wyskoczył z parkingu na tor i – według niektórych relacji – kilkukrotnie uderzył Bajerskiego. Sprawa odbiła się szerokim echem. Gollob został ukarany półroczną dyskwalifikacją z zawieszeniem na rok, sam jednak utrzymywał, że nie doszło do rękoczynów, a jedynie do ostrej wymiany zdań. Tak czy inaczej, zdarzenie to sprawiło, że stracił sporo sympatii w oczach żużlowej Polski.
Drugi półfinał rozegrano na słynnym czarnym torze w Krośnie, który w tamtym czasie uchodził za jeden z najbardziej wymagających w kraju. Mimo tego – a może właśnie dlatego – zawody przyciągnęły komplet publiczności. Kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Awans do wielkiego finału wywalczyli Tomasz Chrzanowski, Piotr Protasiewicz, Rune Holta, Robert Kościecha, Mariusz Węgrzyk, Marcin Rempała (który wskoczył do zawodów za nieobecnego tego dnia w Krośnie Krzysztofa Kasprzaka), Tomasz Jędrzejak oraz Maciej Kuciapa. Ten ostatni musiał stoczyć bieg dodatkowy – w decydującym starciu pokonał Rafała Dobruckiego i Tomasza Bajerskiego, zgarniając ostatnie wolne miejsce w składzie finału IMP 2004.

Czekając na pierwszy bieg – kulisy i atmosfera dnia finałowego
15 sierpnia 2004 roku to była wyjątkowa niedziela – Święto Wojska Polskiego oraz Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, jedno z najważniejszych świąt w kalendarzu liturgicznym Kościoła katolickiego. Częstochowa – duchowe serce Polski – tętniła życiem. Do miasta tłumnie przybywali pielgrzymi z całego kraju, kierując swe kroki ku Jasnej Górze. Ale tamtego popołudnia tysiące ludzi podążyło także w słoneczne popołudnie na stadion przy ul. Olsztyńskiej, gdzie miała się rozegrać najważniejsza impreza sezonu w polskim żużlu. Trybuny stadionu Włókniarza wypełniły się niemal po brzegi, a atmosfera kipiała od napięcia, emocji i oczekiwania na to, co wydarzy się na torze.
Zawody rozpoczęły się punktualnie o godzinie 17:00, a na stadionie zapanowała prawdziwa świąteczna atmosfera. Finał miał także dodatkowy smaczek – tytułu indywidualnego mistrza Polski bronił zawodnik gospodarzy, Rune Holta. Rok wcześniej Norweg z polskim paszportem zdobył złoto w Bydgoszczy, wygrywając wszystkie swoje biegi i zostawiając za plecami faworyta bydgoskiej publiczności, Tomasza Golloba.
Żużel. Drużynowy Puchar Świata 2009: deszcz, nerwy i złoto Polaków w legendarnym finale w Lesznie
Choć piątek i sobota przed finałem upłynęły pod znakiem opadów, w niedzielę pogoda w Częstochowie dopisała – od rana nad stadionem świeciło słońce. Około 13-14 tysięcy osób wypełniło trybuny stadionu Włókniarza. Oprócz kibiców, na stadionie obecni byli również żużlowi bohaterowie minionych dekad, m.in. Jerzy Szczakiel – jedyny wówczas polski mistrz świata, Marek Cieślak (srebrny medalista IMP z 1975 roku), Sławomir Drabik (dwukrotny zwycięzca IMP w sezonach 1991 i 1996), Stefan Kwoczała (zdobywca tytułu IMP w 1959 roku), Bernard Kacperak (zdobywca brązowego medalu IMP 1960) i Marian Kaznowski.
Finał IMP 2004 poprowadził dobrze znany sędzia Marek Wojaczek, a za mikrofonem na murawie stadionu przy Olsztyńskiej czarował głosem Tomasz Lorek.
Atmosfera na stadionie w Częstochowie była gorąca już od samej prezentacji zawodników. Tomasz Gollob ponownie został wygwizdany przez część publiczności, podobnie jak wcześniej w półfinale w Łodzi. Echa incydentu z Bajerskim wciąż były żywe wśród kibiców. Po jednym z biegów emocje miały nawet wymknąć się spod kontroli – jak donosił „Tygodnik Żużlowy”, Gollob miał zostać trafiony… jabłkiem rzuconym z trybun przez jednego z „kibiców”. Zupełnie inaczej przywitano innych uczestników finału – najgłośniejsze brawa otrzymali rzecz jasna lokalni bohaterowie, a więc obrońca tytułu Holta oraz Walasek.
Zanim ruszyła walka o tytuł mistrza Polski, dzień wcześniej (14 sierpnia) żużlowcy walczyli o awans do cyklu Grand Prix w sezonie 2005. W Vojens odbył się finał eliminacji do indywidualnych mistrzostw świata. Awans wywalczyli Antoni Lindbaeck i Tomasz Chrzanowski. Bliski sukcesu był Damian Baliński, ale w półfinale „challenge’u”, prowadząc, doznał defektu motocykla, co ostatecznie przekreśliło jego szanse na spełnienie jednego z jego żużlowych marzeń. W zawodach tych startowali też Marcin Rempała (zakończył zawody na 10. miejscu) i Wiesław Jaguś (był 15.). Wymieniona czwórka Polaków stawiła się następnego dnia pod Jasną Górą.
Defekt Golloba, show Gapińskiego, prowadzenie Śwista
Już pierwsza seria biegów finału IMP przyniosła solidną dawkę emocji. Zaczęło się od pechowego otwarcia w wykonaniu Tomasza Golloba – sześciokrotny wówczas indywidualny mistrz Polski nie zdołał nawet ruszyć spod taśmy, bo na starcie przydarzył mu się defekt motocykla. Spod taśmy świetnie wystartował Jarosław Hampel, ale na drugim łuku pierwszego okrążenia został wyprzedzony przez Roberta Kościechę. W kolejnym wyścigu Tomasz Chrzanowski wykorzystał atut pola A i spokojnie dowiózł zwycięstwo, natomiast kibice największe emocje przeżyli podczas walki o dwa punkty, kiedy to młody Marcin Rempała ograł Romana Chromika.
Trzeci bieg miał emocjonujący przebieg – początkowo Damian Baliński nie zdążył ustawić się pod taśmą w czasie dwóch minut, gdyż w jego motocyklu urwało się siedzenie. Zastępujący go Gapiński wykorzystał pole startowe przy krawężniku i objął prowadzenie, którego nie oddał mimo szaleńczej szarży Holty. Jazda „Gapy” – ostra i momentami bezkompromisowa – została nagrodzona trzema punktami, ale i… gwizdami ze strony częstochowskiej publiczności. Zdecydowanie spokojniejszy był ostatni bieg serii, w którym Grzegorz Walasek kapitalnie ruszył spod taśmy i pewnie wygrał, nie dając rywalom żadnych szans.

Druga seria zaczęła się nerwowo – Tomasz Chrzanowski wpadł pod taśmę dosłownie w ostatnich sekundach. Start biegu piątego był wyrównany, ale najlepiej wyszedł z tej sytuacji Maciej Kuciapa, który utrzymał prowadzenie pomimo nacisków ze strony Piotra Protasiewicza. „Protas” próbował atakować, lecz bezskutecznie, a Chrzanowski dowiózł jeden punkt. W kolejnym wyścigu pewnie ruszył spod taśmy Grzegorz Walasek, prowadząc przed Kościechą; na ostatnim łuku obecnemu trenerowi ekipy z Grudziądza urwał się jednak łańcuszek sprzęgowy i zamiast pewnych dwóch punktów, nie ukończył biegu. Skorzystali na tym Baliński, który awansował na drugie miejsce, oraz Mariusz Węgrzyk, który dopisał sobie niespodziewaną jedynkę.
Siódmy wyścig nie przyniósł większych emocji – Rune Holta najlepiej ruszył z pola A i nie oddał prowadzenia do końca; za jego plecami do mety dojechał Jarosław Hampel. Naturalizowany reprezentant Polski uzyskał w tym biegu najlepszy czas dnia, o zaledwie 0,25 sekundy gorszy od rekordu częstochowskiego toru, należącego do Ryana Sullivana.
Najwięcej działo się w ostatnim biegu serii – Tomasz Gollob, ponownie witany na torze gwizdami, przegrał start z Marcinem Rempałą i Piotrem Świstem. Już na drugim łuku pierwszego okrążenia Świst wyszedł na prowadzenie, a chwilę później Gollob także uporał się z Rempałą. Ostatecznie najmłodszy z żużlowego klanu braci Rempałów nie ukończył wyścigu ze względu na to, iż przydarzył mu się defekt.
Po ośmiu wyścigach na czele klasyfikacji znajdował się Grzegorz Walasek z kompletem 6 punktów. Tuż za nim plasowali się Rune Holta i Piotr Świst (po 5 pkt). Cztery „oczka” zgromadzili Jarosław Hampel i Tomasz Chrzanowski, a po trzy punkty mieli Robert Kościecha, Piotr Protasiewicz, Maciej Kuciapa oraz rezerwowy Tomasz Gapiński, który jak dotąd w stu procentach wykorzystał swoją szansę. Największym zaskoczeniem in minus był na razie Tomasz Gollob, który po dwóch seriach miał na koncie zaledwie 2 punkty.
Trzecia seria rozpoczęła się od emocjonującego starcia wiceliderów klasyfikacji – Piotra Śwista i Rune Holty, którzy zmierzyli się ze sobą w dziewiątym biegu. Najlepiej spod taśmy ruszył co prawda Mariusz Węgrzyk, ale już na końcu pierwszego okrążenia Świst napędził się szeroko i objął prowadzenie. Holta z kolei utknął za zawodnikiem z Rybnika, długo nie mogąc znaleźć sposobu na minięcie rywala. Dopiero na ostatnim łuku Norweg z polskim paszportem wyszedł na drugie miejsce, ratując cenne punkty do klasyfikacji generalnej.
W biegu dziesiątym świetnie ze startu wyszedł Tomasz Jędrzejak z pola C, ale już na drugim łuku musiał odpierać ataki Tomasza Chrzanowskiego. Do walki włączył się Robert Kościecha, który zaskoczył obu rywali i wyszedł na prowadzenie. Chrzanowski ostatecznie dojechał drugi, a popularny „Ogór” musiał zadowolić się jednym punktem.
W 11. wyścigu doszło do sporego zamieszania – Hampel i Walasek najlepiej ruszyli spod taśmy, ale Protasiewicz i Rempała nie odstawali. Najpierw obecny trener Falubazu minął „Grega”, potem to samo zrobił Rempała. Walasek jednak się nie poddał – odbił trzecią pozycję i do końca gonił Protasiewicza, ale musiał się ostatecznie zadowolić tylko jednym punktem. Trzecią serię zamknął spokojny triumf Tomasza Golloba, który w końcu dopisał sobie trzy oczka do dorobku punktowego – po starcie pewnie uciekł do przodu, a za jego plecami bieg przebiegał bez większej historii.
Po trzech seriach dość niespodziewanie liderem zawodów był Piotr Świst, który miał na koncie 8 punktów. Tuż za jego plecami plasowała się trójka zawodników – Jarosław Hampel, Rune Holta i Grzegorz Walasek, wszyscy z dorobkiem 7 punktów. Po sześć oczek zgromadzili solidni Robert Kościecha i Tomasz Chrzanowski, wciąż utrzymujący się w grze o podium. Do gry o medal powoli wracał Tomasz Gollob, który po słabym początku zdobył trzy punkty i miał już 5 „oczek”, tyle samo co Maciej Kuciapa.
Ścisk w czołówce – decydujące biegi pod Jasną Górą
Czwarta seria rozpoczęła się od popisowej jazdy Grzegorza Walaska, który wystrzelił spod taśmy jak z katapulty i pewnie dowiózł trójkę do mety. W kolejnym biegu jego klubowy kolega, Rune Holta, również zademonstrował swoją klasę – wystartował najlepiej spod bandy i przy minimalnie wyłamanym motocyklu bezbłędnie rozegrał pierwszy łuk. Za jego plecami trwała walka o dwa punkty – Kościecha musiał się solidnie napocić, by odeprzeć ataki Kuciapy, ale ostatecznie utrzymał drugie miejsce.
W biegu 15. Jarosław Hampel świetnie ruszył z pola B i od razu zamknął Piotra Śwista. Emocji dostarczyła walka o jeden punkt, w której uczestniczyli zawodnicy startujący dzień wcześniej w duńskim Vojens – Chrzanowski do końca naciskał Balińskiego i na ostatnim łuku skutecznie zaatakował leszczynianina, zapewniając sobie cenny punkt. Ostatni bieg tej serii był pokazem doświadczenia Tomasza Golloba, który napędził się szeroko i na przeciwległej prostej efektownie minął rywali pod bandą.
Po szesnastu biegach na czele klasyfikacji zrobiło się ciasno jak nigdy wcześniej – aż czterech zawodników miało na koncie po 10 punktów: Hampel, Holta, Walasek i Świst. Każdy z nich jechał solidnie i miał realną szansę na złoto – wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatniej serii. Za plecami liderów czaiła się grupa pościgowa – Robert Kościecha i Tomasz Gollob zgromadzili po 8 punktów i wciąż liczyli się w walce o podium.

W biegu 17., w którym rywalizowali zawodnicy z dalszych miejsc „generalki”, trzy punkty do mety dowiózł Baliński. W kolejnym wyścigu Kościecha i Świst najlepiej wyszli spod taśmy, ale to zawodnik z Gdańska szybko objął prowadzenie, lekko blokując Śwista już na pierwszym łuku. Na drugim łuku Protasiewicz wjechał ostro pod „Twisty’ego” i wyprzedził go, przesuwając się na drugą pozycję. Kościecha wygrał wyścig, zostając poważnym kandydatem do podium. Emocje jednak się nie skończyły – Roman Chromik do końca naciskał Śwista i na ostatnim okrążeniu zdołał go wyprzedzić. Dla Śwista oznaczało to koniec marzeń o medalu, które przez cztery serie wydawały się bardzo realne.
Chwilę później na tor wyjechał Jarosław Hampel, który wiedział, że tylko zwycięstwo otwiera mu szanse na złoto. Startował z pola A i wykorzystał je perfekcyjnie – mimo dobrego wyjścia spod taśmy Macieja Kuciapy, to właśnie „Mały” szybko objął prowadzenie i odjechał reszcie stawki, meldując się na mecie z kompletem punktów. Hampel zrobił swoje – teraz musiał czekać na rozstrzygnięcia w ostatnim biegu.
Bieg 20. zapowiadał się na absolutny hit. Pod taśmą stanęli Chrzanowski, Walasek, Holta i Gollob – czterech zawodników, którzy wciąż mieli medalowe aspiracje. Start był bardzo wyrównany, ale to Walasek na wejściu w pierwszy łuk wyszedł na prowadzenie. Tuż za nim ustawił się Holta, a Gollob, jadący po zewnętrznej, rzucił się w pościg za zawodnikami Włókniarza. Mimo ogromnego zaangażowania nie był jednak w stanie zbliżyć się na tyle, by skutecznie zaatakować któregoś z nich. Walasek jechał spokojnie, kontrolując przewagę kilkunastu metrów aż do mety – i tym samym zapewnił sobie minimum srebro.
Wyścig o tytuł i… czapkę
Po rozegraniu wszystkich biegów dwóch zawodników zakończyło finał z dorobkiem 13 punktów – Hampel i Walasek. Tuż za nimi, z jednym oczkiem straty, uplasował się Holta. O tytule mistrza Polski miał zadecydować dodatkowy bieg barażowy – to właśnie między Hampelem a Walaskiem miała rozstrzygnąć się walka o tytuł najlepszego żużlowca w Polsce w roku 2004.
Choć stawka była ogromna, atmosfera przed biegiem dodatkowym o złoty medal była wyjątkowo swobodna. „Mały” i „Greg” podeszli pod taśmę z uśmiechami na twarzach – rozmawiali, żartowali, czuć było sportową klasę i wzajemny szacunek. Chwilę później jednak wszystko stało się poważne – miało rozstrzygnąć się, kto sięgnie po Indywidualne Mistrzostwo Polski.
Co ciekawe, nie obowiązywał wówczas system wyboru pól startowych, jaki znamy z dzisiejszych transmisji telewizyjnych. Zamiast tego zastosowano losowanie, przeprowadzone w symboliczny sposób. Sędzia Marek Wojaczek zszedł z wieżyczki, podszedł do zawodników i wyciągnął przed siebie dwie zaciśnięte dłonie. Grzegorz Walasek wybrał prawą – w niej arbiter zawodów trzymał kartkę z literą „C”, co oznaczało kask czerwony i pierwsze pole startowe. Analogicznie, Hampel wylosował kartkę z literą „N”. Pola startowe również podzielono inaczej niż obecnie – zamiast dzielić tor na dwie lub trzy części, jak ma to miejsce dziś w biegach dodatkowych, zastosowano klasyczny układ czterech pól (A, B, C, D).
Obaj zawodnicy zeszli do parku maszyn, by przygotować się do decydującego biegu. Towarzyszył im Łukasz Benz, reporter TV Puls, która transmitowała finał. Kamera uchwyciła moment, gdy Walasek, Hampel i Benz schodzili razem do parku maszyn, rozmawiając w luźnej, żartobliwej atmosferze.
Decydujący bieg o złoto rozpoczął się od równego startu, ale to Walasek, ruszający z pola A, lepiej rozegrał pierwszy łuk, delikatnie wypychając Hampela na zewnętrzną. Hampel nie zamierzał jednak odpuszczać – próbował nabrać prędkości po szerokiej, jednak na drugim łuku stracił panowanie nad motocyklem i upadł, na szczęście bez kontaktu z rywalem.
Chociaż wielu na jego miejscu zeszłoby z toru lub leżało czekając aż sędzia przerwie bieg, Hampel zrobił coś, co wypada po latach podkreślić – wsiadł z powrotem na motocykl i, mimo olbrzymiej straty do „Grega”, dojechał do mety, kończąc bieg na drugim miejscu.
Grzegorz Walasek pewnie dowiózł zwycięstwo i został Indywidualnym Mistrzem Polski 2004. Hampela – mimo upadku – częstochowska publiczność nagrodziła gromkimi brawami.
Po biegu Walasek nie krył radości, ale i pozostał sobą – w rozmowie telewizyjnej po wyścigu, z typowym dla siebie luzem i humorem odpowiedział redaktorowi Benzowi, że zaraz wypije kufel zimnego piwa.

Finał IMP 2004 zapamiętany został nie tylko dzięki sportowym emocjom, ale też przez wyjątkową atmosferę panującą na trybunach. Dwa miejsca na podium dla żużlowców reprezentujących biało-zielone barwy częstochowskiego Włókniarza – złoto Grzegorza Walaska i brąz Rune Holty – wywołały euforię na trybunach i dumę u miejscowych kibiców.
Podczas dekoracji cała trójka medalistów – Walasek, Hampel i Holta – otrzymała puchary oraz tradycyjne okolicznościowe szarfy. Mistrz otrzymał również legendarną czapkę Kadyrowa oraz czapkę oficerską, ufundowaną przez Polski Klub Kawaleryjski im. 21. Pułku Ułanów Nadwiślańskich.
Za swoje wyniki zawodnicy Włókniarza Częstochowa zostali docenieni nie tylko przez kibiców, ale i przez klubowego sponsora. Firma Złomrex, ówczesny sponsor tytularny, przekazała premie gotówkowe dla medalistów. Dodatkowo Grzegorz Walasek otrzymał specjalną nagrodę – obietnicę zakupu trzeciego silnika przez firmę.
Podium zawodów mogło być zupełnie inne. Jednym z największych „przegranych” z pewnością był Robert Kościecha, który jechał fantastyczne zawody, ale w swoim drugim starcie, jadąc na drugiej pozycji, zanotował defekt. Gdyby nie ta awaria sprzętowa, miałby 13 punktów po pięciu seriach i co najmniej gwarantowany medal, gdyż startowałby w biegu dodatkowym o złoto.
Finał IMP 2004 w Częstochowie zapisał się w historii jako zawody pełne walki, dramaturgii i emocji – godne zarówno narodowego święta, jak i święta żużla. Pozostaje mieć nadzieję, że tegoroczny finał dostarczy nam, kibicom, równie wielkich, a może i jeszcze większych emocji.

- Żużel. Włókniarz Częstochowa zatrzymuje Duńczyka! Zostaje mimo plotek o odejściu
- Żużel. Miał być gwiazdą turnieju w USA! Poważny upadek i operacja za oceanem!
- Żużel. Motor Lublin coraz bliżej upragnionego stadionu! Pokazano pierwszą wizualizację obiektu
- Żużel. Stal Gorzów będzie tego żałować? Ten ruch może nieść kolejne konsekwencje
- Żużel. Objawienia sezonu 2025! Drabik, Pawlicki i Michelsen z rekordowym progresem!